W tym odcinku podcastu…
Ogólnie dostępne systemy stabilizacji aparatu do nagrywania filmów pozwalają tanio i łatwo produkować piękne ujęcia filmowe zrealizowane w ruchu. Dzięki czemu nasze filmy są ciekawsze, ładniejsze i przede wszystkim wyglądają bardziej filmowo i profesjonalnie.
W tym odcinku podcastu Super35 omawiamy najpopularniejsze systemy stabilizacji – statyw, monopod, slider, shoulder rig, steadicam, gimbal, a nawet nagrywanie z rąk.
W drugiej połowie rozmowy doradzamy na co zwrócić szczególną uwagę przy zakupie gimbala, aby wybrać taki, który będzie odpowiedni pod Twój sprzęt i będzie dopasowany do Twoich potrzeb. Miłego słuchania!
Gdzie posłucham podcastu?
Słuchaj nas tutaj na stronie (odtwarzacz na górze strony), na Spotify, Apple Podcasts lub Google Podcasts. Subskrybuj Super35 w najwygodniejszym dla Ciebie miejscu. Wszystkie odcinki podcastu znajdziesz TUTAJ. Do usłyszenia!
Przydatne linki
Transkrypcja odcinka
Maciej: W tym odcinku po mówimy sobie o wszelkiego rodzaju stabilizacji, począwszy od prostych stabilizatorów, jakimi są statywy, monopody, stabilizator naramienny, a później płynnie przejdziemy przez Steadicamy, wszelkiego rodzaju gimbale i pokrótce postaramy się omówić wszystkie aspekty za i przeciw.
Igor: Maciej tutaj wymyślił rzecz, która bardzo mi się spodobała i z którą osobiście się nie spotkałem jeszcze, czyli podział stabilizatorów na aktywne i pasywne. Jest to podział, który totalnie ma sens, moim zdaniem. Zgodnie z naszym planem rozpoczniemy od stabilizatorów pasywnych, czyli takich, które same w sobie się nie przemieszczają, a pozwalają nam ustabilizować ujęcie, które jest pasywne, czyli bardzo statyczne. Tutaj takim najbardziej oczywistym wyborem jest stary dobry oldschoolowy statyw.
Maciej: Zwykły statyw filmowy, czy też statyw fotograficzny, posiadający trzy nogi, który rozstawiamy w miejscu, montujemy na nim kamerę lub aparat, ustawiony wszystko, zabezpieczamy wszystkie nogi, żeby nam się nie porozsuwały, wciskamy przycisk „rekord” lub „play” i jesteśmy gotowi do nagrywania.
Igor: Wspomniałeś o tym, że są też rodzaje statywów, że można je podzielić na statywy typowo filmowe i statywy fotograficzne. Tych różnic, wbrew pozorom, jest bardzo dużo, bo statyw to jest po prostu trójnóg, czyli narzędzie, które posiada trzy nogi, na które się mocuje nasz sprzęt. Ta podstawowa różnica to głowica. To jest ta rzecz, która bardzo mocno wyróżnia statywy foto i wideo. Jedną z takich najbardziej popularnych głowic fotograficznych jest głowica z kulką. Ona nam pozwala, na przykład przy zdjęciach krajobrazowych, obrócić sobie sprzęt na portret. Natomiast w przypadku głowic typowych pod wideo bardzo wskazanym i bardzo pożądanym jest to, żeby taki statyw miał olej, czyli żeby można było nim wykonywać płynne ruchy, bez żadnych mikrodrgań, bez przeszarpań przy tym ruchu. I stąd też wynika różnica w cenie, bo jeżeli robimy ujęcia, w których ujęcie ma być statyczne, czyli sprzęt ma po prostu stać i tyle, to wystarczy nam jakikolwiek statyw z głowicą, która jest w stanie utrzymać się na sprzęcie, jeżeli chodzi o wagę. Natomiast w przypadku wideo, te głowice potrafią kosztować od kilkuset do kilkunastu tysięcy złotych.
Maciej: Tutaj mam w głowie tę głowicę firmy ARI, której ostatnio szukałem, z takimi dwoma, a nawet trzyma fajnymi pokrętłami. Pomimo tego, że mamy nasz sprzęt zapięty na statyw, to poprzez te pokrętła jesteśmy w stanie podążać za naszym obiektem, aktorem. Wszystko jest idealnie płynne, jakbyśmy to wykonywali przez jakiś wózek czy też podążali za nim. Tą głowicą jesteśmy w stanie osiągnąć ten sam efekt. Chciałbym się jeszcze odnieść do głowicy olejowej – one też mają swego rodzaju typy. Są też głowice, które będą ciut droższe, które posiadają regulację siły nacisku podczas przesuwania, żeby zawsze ten ruch był taki sam, żeby miało miejsce panoramowanie (tzw. szwenk), żeby nie miało miejsca coś takiego, że przesuwamy raz mocniej, raz lżej i te ujęcia są szarpane.
Igor: Chciałbym żebyśmy zeszli troszeczkę na ziemię, bo skupiamy się jednak na tych produkcjach niskobudżetowych, opartych na aparatach, więc może statywy ARI, które potrafią kosztować tyle, co dobre auto sobie odpuścimy. Teraz możemy spokojnie porozmawiać o tym, jakie są plusy i minusy statywu, oczywiście w kontrze do innych typów i rodzajów stabilizacji. Największym plusem bezsprzecznie jest to, że jest to bardzo stabilna forma stabilizacji. Jak się rozstawi ten sprzęt, to on działa bardzo dobrze, a druga sprawa – przy odpowiednim rodzaju głowicy możemy sobie ustawić idealny poziom. Jednak przy stabilizatorach aktywnych czasami jest tak, że Gimbal czy Steadicam może nam się przechylić, gubimy horyzont. Jeżeli nie robimy ujęć artystycznych z założeniem, że ten horyzont ma być krzywy, to zgodnie ze sztuką, powinien on być prosty.
Maciej: Kolejny plus – łatwość obsługi. Według mnie statywy są bardzo proste w obsłudze, bo wystarczy je rozstawić, zabezpieczyć, ustawić pion i poziom, aby ujęcia były proste, klikamy „rekord” w naszym aparacie i jesteśmy gotowi do pracy. O już działa i nie musimy się martwić o nic. Zachodzą pewne trudności, jeżeli chcielibyśmy dodać jakikolwiek ruch, np. góra-dół.
Igor: Ale to chyba już jest kwestia wprawy i tego, jak znamy swój sprzęt. Znajomość swojego sprzętu też na pewno wpływa na łatwość tego, jak się działa z tym sprzętem, czy jesteśmy w stanie go na planie sprawnie rozłożyć i wystabilizować (mam tutaj na myśli poziomy, itd.) i rozpocząć swoją pracę. No, ale statyw to na tyle proste urządzenie, że możemy przejść do kolejnego punktu.
Maciej: Kolejnym plusem jest spora ładowność. Według mnie to jest mistrzostwo świata, jeżeli chodzi o statywy, bo rozstawiamy go, wrzucamy na niego, co chcemy, czy to jest kamera, aparat, origowany, czy nieorigowany (bez klatki, z klatką), z dodatkowymi akcesoriami, z nie wiadomo jak wielkim szkłem i nie musimy się martwić o gabaryt, że to jest ciężkie.
Igor: Dużym plusem jest to, że są takie statywy, które mają taki hak. Na tym haku wieszasz worek z piaskiem, który sprawia, że to się trzyma i że jest mniejsza szansa, że upadnie i że coś będzie drgało podczas nagrywania. I płynnie możemy przejść z tej ładowności do minusów, jakim zdecydowanie jest gabaryt tego sprzętu. Jeżeli nagrywamy rzeczy reportażowe, szybkie, no to nie jest to zbyt wygodny sprzęt. A jak mamy aparat w klatce z obiektywem, który jest duży i ciężki, to wziąć to na ramię i biegać z punktu do punktu – jest to po prostu mało przyjemne, a żyjemy w czasach, w których sprzęt jest coraz mniejszy. Oczywiście, cały czas skupiam się na aparatach. Duże gabaryty to jest na pewno duży minus. Kolejny minus, to jest to, że jeżeli mamy mniejszą wprawę w rozkładaniu tego sprzętu lub po prostu tego sprzętu jest sporo, to dużym minusem jest czas rozkładania się w nowym w nowym punkcie. No to mamy: duże gabaryty, wymaga procesu rozkładania… I jakie są jeszcze twoim zdaniem minusy, jeżeli chodzi o statywy?
Maciej: Nie ma prostego przemieszczania się z nim. Jeżeli już raz rozstawimy się w danym miejscu i musimy statyw zwinąć całkowicie i przenieść się do innego miejsca lub pomieszczenia, to później po raz kolejny musimy to wszystko rozstawiać i wypoziomować.
Igor: To jest super uwaga, dlatego że podłoga w danym pomieszczeniu może być krzywa lub bardziej krzywa niż w poprzednim pomieszczeniu. Czasami się wydaje, że wezmę sobie na ramię, przejdę z pokoju A do pokoju B, a potem się okazuje, że przez 5 minut jeszcze starasz się żeby to wszystko jakoś grało.
Maciej: Jeszcze dodatkowy minus – dobre statywy, które możemy przeznaczyć nawet do naszej pracy niskobudżetowej też potrafią kosztować. Statyw jednej z lepszych firm, którego ja używam i który jest podstawowym statywem filmowym kosztował około 2000 zł, czyli nie jest to aż tak niskim kosztem jak na wstęp do filmowania.
Igor: Jeżeli mówimy o osobach początkujących, które zarabiają na jednym filmie między 1500-5000 zł, to koszt rzędu 2000 zł na statyw, który pozornie często wydaje się dzisiaj, w świecie gimbali, wydatkiem zbędnym, to faktycznie portfel może zaboleć. Ale i tak uważam, że to jest inwestycja, która może się zwrócić.
Maciej: Kiedyś usłyszałem takie zdanie, że każdy filmowiec powinien mieć statyw, niezależnie od tego, jaki inny sprzęt posiada, to statyw to taki must have. Nie zrobisz innym sprzętem jakiegoś ujęcia ekspozycyjnego na ulicę, na budynek, które ma być statyczne samo w sobie. Nie zawsze musimy robić orbitę na gimbalu dookoła czegoś. Czasami jednak to spokojne, sztywne ujęcie może się przydać
Igor: Skoro omówiliśmy statyw, czyli trójnóg, najbardziej podstawowy, najbardziej klasyczny rodzaj stabilizacji, to przejdźmy teraz do monopodu, czyli do statywu, który ma jedną nogę. Tak naprawdę, on statywem już nie jest.
Maciej: Można powiedzieć, że jest monostatywem. Moim zdaniem jest to najprostszy stabilizator, który oprócz tej głowicy, którą zazwyczaj posiada, ma tylko i wyłącznie jedną rozsuwaną nogę i nie jest w stanie utrzymać się sam, trzeba go wspierać, trzymać w jednej ręce. Ale dzięki niemu możemy robić pewne ruchy, które zarezerwowane są dla liderów. Mam tutaj na myśli jakieś delikatne podjazdy, odjazdy. Monopod daje nam możliwość wykonania również tych ruchów oprócz ujęć zwykłych, statycznych.
Igor: Oczywiście nigdy nie zrobimy tak idealnie płynnego ruchu na monopodzie, jak na sliderze, ale ma on bardzo specyficzny styl, który wielu osobom może się spodobać i to kieruję teraz do osób, które są zwolennikami Glidecamów, a nie gimbali, czyli w miarę płynne ruchy bez drgań, ale widać, że nie są dronowe, nie są jak na szynie. Wiele osób takie ujęcia lubi, dlatego dla tych osób na pewno dobrym rozwiązaniem jest monopod, którym możemy zrobić sobie przód-tył i prawo-lewo – bardzo proste ruchy, które będą wyglądać w miarę naturalnie, jakby coś płynęło po wodzie, a nie jechało po szynach. Czasami takie ujęcia są pożądane i idąc za ciosem – bardzo dużym plusem monopodu, w kontrze do statywu, jest to, że przemieszczanie z nim jest mega łatwe, bo wystarczy go podnieść, przejść parę kroków, postawić i można wciąż działać. Automatycznie, minusem jest to, że trudno jest go wtedy wypoziomować, bo jednak jest to jedna noga, której pozycja jest uzależniona od tego, jak będziemy to trzymać. Możesz postawić go na start jest fajnie, ale jak stoisz z nim przez 15 minut, to na pewno ten poziom ci się po przechyla.
Maciej: Minusem statywu jest też to, że jak dłuższy czas już coś tam nagrywamy i ręce zaczynają się męczyć, to potrafią się pojawić te mikrodrgania, które sprawiają, że nasze ujęcia już nie są tak idealnie wystabilizowane, nie są idealnie proste.
Igor: Jeżeli chodzi o ceny, to na pewno są tańsze niż statyw. Ale nie ma co ukrywać, że jest to sprzęt kompletnie inny. Jest inny, ale jest bardzo użyteczny. Moim zdaniem, jest to jeden z najbardziej użytecznych narzędzi do stabilizowania, bo może w niektórych sytuacjach zastąpić slider, a jak jesteśmy na tyle kreatywni i odważni, to nawet czasami może zastąpić nam Glidecam. Ale to się da zrobić z tego względu, że jak noga monopod jest wystarczająco ciężka, to ona stanowi tę przeciwwagę jak w Glidecam i wykonując takie powolne ruchy jesteśmy w stanie uzyskać jakiś ruch. w połączeniu z aparatem, który ma stabilizację z obiektywem, który też ją ma, z ewentualną stabilizacją w postprodukcji, tych możliwości jest sporo. Możemy pobawić się taki kreatywnymi możliwościami, jeżeli chodzi monopod. Z tych pasywnych metod stabilizacji zostaje nam slider. To jest ciekawe urządzenie, które w moim odczuciu dostało bardzo mocno po tyłku w erze gimbali. Jeszcze 3-4 lata temu były popularne, przede wszystkim w branży ślubnej, tym bardziej, że się szybko rozwijały, były coraz mniejsze i lżejsze, miały różne systemy długości. Slider już się nie był takim narzędziem, które ma szynę i ona jest długa na tyle, tylko potrafiły się rozsuwać na prawo i na lewo na tych linkach, więc możliwości było coraz więcej, aż weszły gimbale i ludzie zaczęli zapominać o sliderach. W moim odczuciu, jedyne slidery, które faktycznie dzisiaj mogą sobie dawać radę, to są slidery programowalne z silnikami, ponieważ taki slider jest w stanie za nas wykonać ruch, którego żaden człowiek nie jest w stanie zrobić. np. przejechać określoną odległość od A do B w określonym czasie i jeszcze wykonać jakiś ruch na osi.
Maciej: Jest to na pewno niebywale trudne, żeby to skopiować przez samą rękę, czy też używając jakiegokolwiek innego narzędzia. Slidery są o tyle fajne, że są stałe – rozstawiamy je, one stoją, nakładamy na głowicę… One przeważnie wymagają jakiejkolwiek głowicy, żeby mogły funkcjonować, bo jeżeli aparat przykręcimy bezpośrednio do płytki slidera, to zostajemy z tą opcją, nie jesteśmy w stanie w żaden sposób korygować, czy to będzie w lewo czy w prawo, także najlepiej jeszcze mieć do niego jakąś głowicę. Sytuacja idealna, kiedy mamy głowicę olejową i jesteśmy w stanie wykonać jeszcze dodatkowy ruch, oprócz prawo-lewo lub dół-tył, jeszcze leciutko obrócić tę głowicę podczas kręcenia i wtedy jesteśmy w stanie wykonać już zupełnie inne ujęcie. Slidery są również, moim zdaniem, dosyć łatwe w użyciu, bo już po krótkiej chwili jesteśmy w stanie opanować te najprostsze ruchy, które dają mega stabilne ujęcia w ruchu.
Igor: Nie można sliderom, moim zdaniem, odbierać tego, że jesteś na nich ręcznie w stanie wykonać ujęcia, których nie jesteś w stanie wykonać na czymkolwiek innym. Oczywiście na gimbalu można przyjąć, że trochę jesteś, ale to nigdy nie będzie tak płynne. Ujęcie ze slidera bardzo łatwo jest poznać, one są przepiękne, jeżeli umie się je zrobić. Są to ujęcia, które są jedyne w swoim rodzaju, ale też rozumiem, dlaczego ludzie przestali ich używać. Dla jednego, dwóch, trzech ujęć podczas całego dnia nieefektywne jest rozkładanie slidera, dźwiganie go, przewożenie go a plan. Jak masz gimbal, który trzymasz w ręku i jak masz fajne umiejętności, to zrobisz coś, co będzie bardzo podobne, więc dla przeciętnego widza, dla osoby, która nie siedzi w branży, to ujęcie praktycznie nie będzie się różnić. Tutaj raczej przekładamy tą efektywność nad wszystko, bo trzymając się tematu filmowania ślubnego, tam liczy się każda sekunda i jeśli się wczujesz przy ujęciu podczas ślubu w jakieś tam wyjazdy zza ławki, to się okaże, że nagle nie nagrasz czegoś, co byłoby troszeczkę bardziej istotne. Moje zdanie jest takie, że slidery są super dla nagrań produktowych, kiedy chcemy nagrać jakiś produkt, dajmy na to na sklep internetowy, w którym pokazujemy ten produkt z wielu stron, jakieś bardzo podstawowe b-rolle i wtedy też slidery, które mają silnik i są programowalne są rozwiązaniem idealnym. Drugim rozwiązaniem, w którym slidery mają dzisiaj bardzo duży sens, to timelapsy. Nagrywany, na przykład, przez 5 godzin przesuwisty ruch z obrotem na osi, Jesteśmy w stanie nagrać timelapse w dwóch osiach, a czasami nawet w trzech, zależy ile mamy silników. Timelapse nagrany w trzech osiach jednak robi wrażenie niesamowite. Uważam, że slidery nie zginą, nie umrą, tylko zostaną narzędziem, które będą używane do bardzo specjalistycznych ujęć. Myślę, że warto dodać też, że slidery to wcale nie jest mały koszt.
Maciej: Jeżeli chcemy wykonać ujęcie, które jest wyższe niż sama ziemia, to musimy slider postawić na statyw, co powoduje, że ten sprzęt robi się jeszcze większy, tracimy jeszcze więcej czasu, bo musimy rozstawić 1 albo nawet 2 statywy, w zależności od długości slajdu, co przekłada się na czas, pieniądze, bo trzeba dokupić statyw. Kiedy dochodzimy do momentu, kiedy decyduje, czy wydajemy kasę na slider, czy wydajemy kasę na Gimbal, to wychodzi na to, że Gimbalem zrobimy jeszcze to, to, to i tamto. I decyzja zostaje wtedy podjęta.
Igor: Najfajniejsza część naszej rozmowy, czyli stabilizacja aktywna, jak to ją sobie nazwaliśmy. W stabilizacji aktywnej mamy najpopularniejsze dzisiaj i z roku na rok coraz mocniej naszpikowane nowymi funkcjami elektroniczne gimbale, potem mamy stabilizator grawitacyjny, czyli taki, który jest uzależniony od obciążenia, jakie mamy nałożone. Powiem szczerze, że nie wiem jaką to ma swoją profesjonalną nazwę. Wszyscy na to mówią Glidecam, ale Glidecam to marka, która robi tego typu sprzęt. Glidecam, Flycam i Steadicam to są nazwy marek. To nie jest nazwa, która określa to narzędzie, jak slider lub statyw, dlatego ja to nazywam stabilizatorem grawitacyjnym. Ale jeżeli mówimy o Glidecamie, to wszyscy wiedzą, co mamy na myśli, dlatego że Glidecam jest marką, która robi świetne jakościowo i jedne z najlepszych aktualnie na rynku stabilizatorów tego typu. Potem mamy stabilizator naramienny i w ostatnim punkcie, jeżeli chodzi o stabilizację aktywną, pogadamy sobie o nagrywaniu z rąk, czego jestem mega fanem.
Maciej: Ja bym tutaj zaczął od stabilizatora naramiennego, który jest niczym innym jak stabilizatorem naramiennym, który odciąża część wagi danego urządzenia z całym statywem i osprzętem z rąk operatora, rozkładając je równo między ramieniem a rękoma. Daje nam to niebywały plus w porównaniu z wcześniejszymi stabilizatorami, takimi jak monopody, tripody, slidery. Ze sliderem nie do końca, bo on też jest w stanie wykonać jakieś ruchy, aczkolwiek ze stabilizatorem naramiennym jesteśmy w stanie się przemieszczać. To nam daje możliwość robienia ujęć statywnych, po prostu przemieszczając się w różnych miejscach. Ujęcia są statyczne, stałe, nierozchwiane, czyli markują bardzo fajnie ujęcia ze statywu, a do tego mamy możliwość przemieszczania się z punktu A do punktu B bez konieczności ponownego rozkładania i męczenia się z ustawieniami. I jeszcze tutaj ze stabilizatorem naramiennym, jesteśmy w stanie wykonać pewnego rodzaju ruchy, które dają nam możliwość jakichś kreatywnych ujęć, czy to jest góra-dół, czy to jest podążanie za obiektem, czy też na koncertach tworzenie dodatkowego dynamizmu, które później zostanie wykorzystane w ujęciach, na przykład w teledysku, co dodatkowo wpłynie na fajność.
Igor: Stabilizatory naramienne akurat są najmniej popularnym zastosowaniem stabilizacji, jeżeli chodzi o aparaty, z tego względu, że aparaty są mega lekkie i troszeczkę to się mija z celem, żeby nakładać malutki aparacik na ramię. Pomijam już fakt, że wygląda to cholernie głupio, ale też to zastosowanie mija się z celem, dlatego że dużo rozsądniej, moim zdaniem, jest po prostu nagrać coś z rąk i osiąga się praktycznie ten sam efekt, a trzyma się sprzęt w troszeczkę inny sposób. To, co łączy nagrywanie z rąk i nagrywanie z ramienia jest to, że możemy robić szarpane i kontrolowane ruchy. To jest coś, czego nie zrobimy żadnym innym sprzętem i to, w moim odczuciu, jest świetne rozwiązanie właśnie do teledysków muzycznych, które charakteryzują się tym, że tam bardzo często są tego typu ruchy, głównie skupiając się na teledyskach rapowych, bo tam są takie mocno szarpane ruchy nagrane bardzo z bliska na szerokich szkłach i to daje naprawdę fajny, dynamiczny efekt. Jest to też rozwiązanie, które jest używane w produkcjach wysokobudżetowych, mówię tu konkretnie o filmach akcji, filmach wojennych, w których trzeba przekazać ten chaos, dynamikę i pęd, które się znajdują w tym filmie. Tylko, że w naszej branży, czyli branży niskobudżetowych reklam i ślubów, tego raczej się nie stosuje, bo tam raczej chcemy robić spokojne, konkretne i zaplanowane ujęcia.
Maciej: Jeżeli chodzi o plusy, to niebywałym plusem jest łatwość pracy, na przykład z systemem follow focus. Załóżmy, że jesteśmy one-man band, czyli jedynym operatorem na planie i potrzebujemy sobie wyostrzyć manualnie, albo mamy taki styl pracy, albo nasz aparat nie wspiera autofocusa, to mamy idealną sytuację, bo jesteśmy w stanie sobie samemu ustawiać tą ostrość na obiekcie, dodatkowo się przemieszczając. I jeszcze takim dużym plusem, jeżeli chodzi o stabilizatory aktywne, czyli te, dzięki którym możemy stabilizować ujęcia w ruchu jest to, że nie musimy zmieniać żadnych ustawień po wymianie baterii obiektywu, bo jak zaraz przyjdziemy do Steadicamów i gimbali, to się okaże, że one swoje ograniczenia również mają i są też problemy takie, których jest w stanie nam nastręczyć sam nasz aparat, a już nawet nie gimbal.
Igor: Biorąc po uwagę łatwość obsługi, łatwość przemieszczania się i łatwość przygotowania się do pracy – to stabilizator naramienny. A jeszcze dużo łatwiej, lepiej, szybciej nagrywanie z rąk nam to umożliwia. Jeszcze jedną rzeczą, którą chciałbym dodać w kontekście tych dwóch stylów stabilizowania, czyli na ramię i z rąk, jest to, że możemy robić ruchy podążając za kimś, kto idzie i też z nim iść i to jest zupełnie inne przeznaczenie ujęcia, jak ktoś idzie, bo to jest ujęcie, które dużo szarpie, dużo drga. Jak oglądamy filmy, to możemy się spotkać z tym, że jest to stosowane w ujęciach, kiedy jest nerwowo, ktoś ucieka, kiedy jest jakaś akcja lub napięcie narasta. Wtedy operator, żeby wyrazić to, co dzieje się i przekazać jakiekolwiek emocje, które odczuwa osoba, która jest na filmie, nagrywa to z rąk i jest to zrobione celowo, bo porównajmy sobie ujęcie, w którym ktoś idzie takim krokiem, że mam wrażenie, że ktoś go śledzi, że zaraz może się coś stać, a tu wszystko idealnie płynie – to jednak nie gra. Jednak ten duży ekran nas przyzwyczaił do tego, że tam wtedy już się coś się zaczyna dziać, że ten widz też to bardzo czuje. Tutaj idealnym przykładem jest seria „Jason Bourne”. To są filmy, które słyną z tego, że mają szybkie, krótkie ujęcia i dużo jest tych trzęsień. Tam wszystko szło z rąk. Też trzeba brać pod uwagę, co chcemy pokazać i jak to przekazać.
Maciej: Ostatnio spotkałem się z nadawaniem tego ruchu, tego roztrzęsionego kadru w postprodukcji. Są takie możliwości nałożenia tego później, dopiero jak się coś nagra stabilnie, to później to rozchwianie jest nadawane w procesie postprodukcyjnym.
Igor: Ja montuję na Final Cut Pro X i tam w efektach jest efekt, który nazywa się „handheld”. Wielokrotnie go używałem, właśnie z założeniem tego, żeby gdzieś ten obrazek lekko się chwiał i nakładałem ten efekt na ujęcia, które były nagrane bardzo na sztywno. Czasami też nagrywanie wszystkiego, w dużym uproszczeniu, na siłę ze stabilizatora pozwala na to, żeby potem w postprodukcji nadać temu jakąś trzęsiawkę. To jest fajne kreatywne podejście, tym bardziej, jeżeli mamy możliwość nagrywania w 4K. Potem jak to wypuszczamy w Full HD, to nawet jak to się i nam wychodzi obrazek poza swój frame, to nie tracimy na tej jakości.
Maciej: Myślę, że nagrywanie z rąk od razu mamy odhaczone. Przychodzimy do jednej z lepszych stabilizacji, jaką jest Steadicam, Flycam, Glidecam, jakkolwiek to nazwać. Jest to system stabilizacji kamery, który w pełni mechaniczny sposób izoluje ruch operatora od kamery, czyli jeżeli on sobie idzie po jakieś drodze, która nie jest równa, a tego typu stabilizatory służą do nagrywania ująć w ruchu, to Steadicam nam daje to, że niezależnie od tego, po jakim terenie porusza się operator kamery, to kamera pozostaje stała, ruchy są delikatne i płynne, miłe dla oka, nie ma tej trzęsiawki. To są takie główne założenia, jeżeli chodzi o system stabilizacji, jakim jest stabilizator grawitacyjny.
Igor: W największym uproszczeniu, one mają ustabilizować jakiekolwiek ujęcie w ruchu. Głównym wrogiem ujęć w ruchu jest sam operator, który idzie, jego kroki. Dlatego powstało to pojęcie, które nazywa się „ninja walk”, czyli przemieszczanie się krótkimi krokami na ugiętych nogach, żeby pracować ciałem. Musicie też mieć na uwadze to, że przy używaniu stabilizacji aktywnej, te urządzenia nie zrobią całej pracy za was. Ważna jest praca z własnym ciałem, jeżeli chodzi o krok, biodra, ramiona i ręce. Tak naprawdę, przy nagrywaniu tego typu ujęć pracuje całe ciało. Bardzo często się spotykam na grupach z tym, że ludzie piszą, że kupili sobie jakiegoś gimbala i nie działa tak, jak trzeba, bo im coś drga. Ta dyskusja najczęściej sprowadza się do tego, czy poruszają się w odpowiedni sposób. Dobre ustabilizowanie obrazu korzystając z Glidemama lub gimbala sprowadza się od tego, jakie ty, jako operator, masz umiejętności. Bardzo często jest tak, że te najfajniejsze ujęcia przychodzą nam po czasie. Czasami to może być pół roku, czasami może to być rok, ale to nie jest tak, że wyciągniesz z pudełka i od razu robisz totalne sztosy.
Maciej: W stabilizatorach typu Steadicam, problemem jest… może nawet mniejszym niż w gimbalach, z tego względu, że ten ruch jest płynny, to warzy swoje, trzymamy to w rączce, ale są te ruchy jednak góra-dół. Jeżeli nie mamy doświadczenia, nie wiemy, że należy się skupić na jednym punkcie i ten punkt starać się utrzymać. Jeżeli masz tego Glidecama w ręku i idziesz do przodu, do tyłu i wychodzisz poza ten punkt, to przekazujesz widzowi ten ruch góra-dół, który może nie być pożądany. Oczywiście, są takie ujęcia, w których chcesz wskazać, że coś jest u góry, na dole. Aczkolwiek, w momencie, kiedy każde twoje ujęcie wygląda tak, że ono jest rozchwiane góra-dół, góra-dół, bo robisz kroki, to wygląda to jakbyś po prostu szedł – nieprzyjemne dla oka. Im dłużej będziemy z tym sprzętem obcować, im więc będziemy nagrywać, próbować, uczyć się, dowiadywać, zgłębiać swoją wiedzę, próbować nowych ruchów, ćwiczyć postawę i kroki, to będą nam coraz lepiej te ujęcia wychodzić.
Igor: Tutaj jest jeszcze duża różnica między Glidecamem, a gimbalem. Gimbal, jako urządzenie elektroniczne z wykorzystaniem silników, horyzont utrzymuje nam sam. Możemy słabo chodzić, ale na gimbalu horyzont jest zawsze taki jak trzeba, jeżeli gimbal jest sprawny i zbalansowany tak, jak trzeba. Natomiast w przypadku Glidecama, horyzont musimy trzymać my. I to jest dodatkowa trudność, która dochodzi w tego typu sprzęcie. Nie dość, że musimy nauczyć się chodzić, to jeszcze musimy nauczyć się nie przechylać go na osi. Ale z drugiej strony ma to też duży plus dlatego, że Glidecam pozwala nam robić ujęcia właśnie tego typu. Oczywiście, najnowsze gimbale mają możliwości tak zwanego rolla (barrel roll), czyli obracanie się tak, jak beczka. Dają nam tą możliwość, ale wciąż te ruchy są mocno zmotoryzowane. Chciałbym też od razu nadmienić jedną rzecz, która dla mnie jest mega ważna, ponieważ wiele osób z mojego doświadczenia, obserwacji, rozmów uważa, że gimbal jest alternatywą dla Glidecama. Traktują te sprzęty, jako narzędzie, którym masz wykonać dokładnie tą samą pracę. Jak najbardziej, da się zrobić na nich podobne rzeczy, ale tego, co zrobisz na gimbalu bardzo często nie jesteś w stanie wykonać na Glidecamie i odwrotnie. Absolutnie bym nie wrzucał tego do tego samego wora. Ja uważam, że to są dwa narzędzia, na których możesz zrobić to samo, ale są inne i możesz na nich robić również inne rzeczy. Nie są to sprzęty zamienialne. Osobiście współpracuje z osobami, które mają i to, i to. Mają gimbala, którego stosują to ujęć konkretnych i mają Glidecama, którego stosują do innych ujęć. Glidecam jest narzędziem, które jest przedłużeniem twojej ręki, na nim robisz ruchy naturalne, które są kontrolowane przez ciebie, przez twoje mięśnie, przez swoje ciało, przez twoją rękę. Natomiast w przypadku gimbala jesteś uzależniony od silników, ich płynności ruchu, ich siły, ich szybkości. Tutaj nie wykonać takich ruchów, że to będzie widać tak jakbyś to trzymał w ręku, jakby to były takie ruchy bardzo naturalne. Ruchy Steadicama są bardziej naturalne, aniżeli ruchy gimbala. Znam też ludzi, którzy wolą pracować na Glidecamie w świecie gimbali, których jest teraz coraz więcej i potrafią coraz więcej, dlatego że wywodzą się z Glidecamów i przyzwyczaili się do nich. Dużym plusem i przewagą jest to, że Glidecam nie potrzebuje baterii, czyli musimy się przejmować tym, że nam padnie. Możemy polecieć na Arktykę, być na niej przez tydzień i nie potrzebować prądu do tego, żeby porobić ujęcia. A gimbale mają te baterie i tych konsekwencji jest znacznie więcej.
Maciej: Taka sytuacja, kiedy zapomnimy naładować te baterie, to wtedy jest sytuacja idealna, że mamy urządzenie, które nie jest nam do niczego potrzebne. Steadicam nie potrzebuje żadnego zasilania, jest w pełni mechaniczne. Jak sobie wystabilizujemy i będziemy się tym poruszać, wszystkie ujęcia są zależne od nas. Największym minusem, według mnie, jest trudność w jego obsłudze. Nawet sama stabilizacja potrafi nastręczyć bardzo wielu problemów, jeżeli mamy Steadicam, który nie ma głowicy, a raczej tego miejsca, do którego montujemy nasz aparat. Ja miałem akurat taki Steadicam, który miał pokrętła i byłem w stanie bardzo fajnie go wystabilizować.
Igor: Glidecamy, które mają tę możliwość przekręcania pokrętełka i wtedy cała płytka nam się przesuwa przód-tył, prawo-lewo, to jest rozwiązanie, które jest super. Faktycznie, obsługa Glidecama jest znacznie trudniejsza niż gimbala. Gimbala w teorii każdy może wyciągnąć z pudełka, puścić sobie tutorial na YouTubie, wystabilizować go i już robić ujęcia, które będą fajnie płynne, wystabilizowane, a Glidecam jednak wymaga umiejętności i wprawy.
Maciej: Największą bolączką użytkowników systemów grawitacyjnych jest jego ciężar. Nawet jak już nam się wydaje, że są stabilizowane dobrze, to zrobimy dwa kroki do przodu i on się cały zaczyna bujać prawo-lewo, góra-dół. Nie jesteśmy w stanie nic z nim zrobić. W ogóle zamysł z systemem grawitacyjny był taki, żebyśmy dociążali tą stopę, dolną część Steadicama, która daje nam stabilność, ciągnie ku dołowi. Jeżeli chodzi o mnie, stabilizator typu Steadicam powinien ważyć. A jeżeli jeszcze na nim umieścimy aparat z jakimś dodatkowym osprzętem, to dochodzą nam kolejne kilogramy. Praca przy użyciu Steadicama wymaga tego, że praktycznie wszystko jest na jednej ręce, a drugą ręką delikatnie kontrujemy ruchy niepożądane dla danego ujęcia. Oczywiście, są jakieś możliwości zakupu dodatkowej kamizelki z ramieniem izometrycznym, ale do aparatu ubierać kamizelkę z wielkim ramieniu po to, żeby ulżyć naszej ręce, żeby ona aż tak się nie męczyła, to troszeczkę mija się z celem.
Igor: Tym bardziej w czasach, w których aparaty naprawdę potrafią być mega małe. Zamontowanie Alfy 6500 z malutkim obiektywem na Glidecama, to się mija z celem, ponieważ wystabilizowanie tego jest prawie niewykonalne, chyba że masz Glidecama, który jest też mega mały. Zawsze ten system stabilizacji musi być dopasowany pod sprzęt, nigdy w drugą stronę. To są też kolejne minusy posiadania takiego sprzętu. Niezależnie od tego, czy to jest gimbal, czy to jest Glidecam, jak zmieniasz sprzęt, to bardzo często też musisz zmienić system stabilizacji. Nie zawsze, ale jest duża szansa, że będzie trzeba, więc dochodzą nowe koszty. Warto czasami doinwestować troszeczkę do sprzętu (mam na myśli konkretnie gimbale) i kupić troszeczkę droższego, ale takiego, że wiesz, że dźwignie 0,5 kg i dźwignie 5 kg.
Maciej: Jeszcze jedną rzecz chciałbym dopowiedzieć do gimbali i do Steadicamów – wspólną cechą mega mocno na minus jest przymus zmieniania ustawień. Chodzi mi tutaj o ustawienia stabilizacji w momencie, kiedy zmieniamy obiektyw – lżejszy, cięższy, krótszy, dłuższy – czy chociażby samą baterię. Jeżeli nie mamy możliwości wypięcia baterii z aparatu, bo nam się skończyła podczas nagrywania i nie mamy możliwość wypięcia i bez ściągania aparatu z naszego systemu stabilizującego, to po powrocie aparatu musimy jednak trochę czasu poświęcić, żeby z powrotem wystabilizować nasz sprzęt. Przejdźmy teraz do tego narzędzia, które jest najpopularniejsze. Bardzo dużo osób jest na nie zafiksowanym, niezależnie od tego czy je posiada, czy nie posiada. Można powiedzieć, że jest to narzędzie, które trafia do mainstreamu. Bez względu na to, czy się zajmujesz wideografią, czy chcesz tylko i wyłącznie zrobić film z wakacji przy użyciu swojego smartfona, to myślisz, że fajnie byłoby coś nagrać z ruchu, idziesz do sklepu i kupujesz gimbala.
Igor: Super przykładem jest to, że wspomniałeś o smartfonie. Tak mówisz, jest to na tyle mainstreamowe narzędzie, że doszło do tego, że możesz sobie kupić gimbala dedykowanego iPhonowi smartfonom, do GoPro i do wszystkich innych actioncamów, do aparatów różnej wielkości, do kamer (tutaj mówimy oczywiście o systemie typu Ronin II, Movipro, itd.). W ramach rozwoju rynku dronowego każdy dron teraz ma gimbala, a jeszcze 5-6 lat temu do drona, którego bardzo trudno było kupić w sklepie, montowało się w bardzo prosty sposób GoPro, czyli nie miało się kontroli nad tym, co się nagrywa i to się trzęsło wszystko. Gimbal, czyli elektroniczne trzyosiowy system stabilizacji jest wszędzie dzisiaj. Nawet dochodzi do sytuacji, w których możesz sobie przepiąć gimbala na zdalnie sterowane autko. Możesz sobie go przykręcić na monopod i zrobić kilka ujęć, które wyglądają jak z żurawia filmowego. Jeszcze parę lat temu musiałaś mieć żurawia filmowego. Dzisiaj masz gimbala i możesz przykręcić jego trzon do monopodu, wyciągnąć ten monopod na maksa, unieście na kilka chwil nad obiekt i masz takie ujęcie jak z żurawia filmowego.
Maciej: To może skupmy się na plusach. Dlaczego ten gimbal stał się taki popularny? Dlaczego on na występuje każdym rogu, można powiedzieć?
Igor: Ogromnym plusem, moim zdaniem, jest kosztorys, czyli wiele ujęć, które kiedyś trzeba było wykonać ze sztabem osób i z grupą sprzętu możesz dzisiaj zrobić sam, używając Glidecama, więc automatycznie koszt produkcyjny jest mniejszy. Nie mam tutaj na myśli pieniędzy, tylko koszt dla ekipy, która to robi, bo jest ich mniej, jest wygodniej, szybciej i sprawniej, jest taniej, bo nie potrzebujesz sprzętu, który też kosztuje wór forsy. Dlatego dla firmy produkcyjnej jest to wygodniejsze i tańsze, dzięki czemu dla klienta automatycznie jest to wygodniejsze i tańsze, bo też nikt im się nie pakuje na wesele z czołgiem. Koszty dla obu stron, dla rynku szeroko rozumianego – bardzo duży plus.
Maciej: Pierwsze gimbale, z którymi ja miałem styczność również były duże i miały swoje płytki montujące. Teraz starają się producenci, żeby jednak dążyć do standardu płytki Manfrotto, żeby można było przepinać się między różnymi systemami stabilizacji, czy też ze statywu zejść i podłączyć bezpośrednio gimbal nie ruszając płytki montażowej z aparatu i przepinać się między tymi systemami. Nie aż tak dawno temu nawet gimbale nie były tak małe, a teraz kiedy gimbale są wszędzie i zalewają rynek wszelkiego rodzaju mniejsze, większe, lżejsze, cięższe gimbale, sprowadza się to do tego, że jesteśmy w stanie wybrać sprzęt konkretnie pod nasze potrzeby. Tutaj jednym z takich plusów jest to, że są one lekkie, w porównaniu do jakiegokolwiek Steadicamu czy jakiegokolwiek innego systemu, który pozwoli nam wykonać te ujęcia w ruchu. Są one lekkie, bo oni potrzebują tej przeciwwagi. Tam przeciwwagą są silniki, które sterując swoim obrotem dają nam efekt tej przeciwwagi. Myślę, że to jest jeden z aspektów, który sprawił, że gimbale stały się tak popularne wśród ludzi.
Igor: Moim zdaniem na ich popularność bardzo wpływa fakt, że w przeciwieństwie do Glidecamów są łatwe w obsłudze w kontekście takim, że też się wydają być łatwe w obsłudze. Nie każdy na początku sobie radzi z wyregulowaniem tych osi, żeby przed uruchomieniem go wszystko było git, ale to też przychodzi z czasem. Wbrew temu wszystkiemu, ich najsilniejszym selling pointem jest właśnie to, że montujesz aparat, wciskasz przycisk i on robi pracę za ciebie, bo trzymasz go tylko te ujęcie jest jednak jakoś stabilne i dużo łatwiej z tych wszystkich sprzętów jest robić ujęcia, które jeszcze kilka lat temu były niedostępne dla małych mikro firm produkujących wideo. Takie ujęcia widziało się tylko na dużym ekranie, a dzisiaj ta branża przechodzi gigantyczne zmiany na plus dla firm i dla klientów.
Maciej: Wracając jeszcze do łatwości użytkowania i stabilizacji, ten system też wiele wybacza. Jeżeli nie wystabilizujemy go idealnie podczas włączenia, te silniki w stabilizatorach nowszej generacji są na tyle silne, że one i tak dźwignią ten aparat w sposób właściwy i nie będzie tutaj problemu z płynnością ujęć, jakiegoś szarpania, podskakiwania.
Igor: Tak naprawdę jedyną konsekwencją przy złym wyważeniu przed uruchomieniem jest to, że bateria może nam trochę szybciej paść, bo musimy wykorzystać dużo więcej mocy, żeby te motory utrzymały ten sprzęt.
Maciej: Jeżeli chodzi o łatwość użytkowania, to możemy podciągnąć pod to przemieszczanie się. Gimbala bierzemy do ręki, przemieszczamy się gdziekolwiek tylko sobie chcemy, wykonujemy takie ujęcie, jakie chcemy. Cokolwiek jesteśmy w stanie wykonać bardzo małym nakładem siły i środków, dlatego też wpływa to na ich popularność.
Igor: Myślę, że na popularności wpływa też ich cena, bo jeszcze parę lat temu DJI Ronin M, który jest mały i jest produktem bardziej konsumenckim, mniej profesjonalnym, kosztował 5500 zł. Około 2-3 lata po tym, jak wyszedł DJI Ronin M, wychodzi DJI Ronin S, który kosztuje pół tej ceny, a jest dużo lepszy. Za 2-3 lata może wyjść jakiś Ronin, który będzie kosztował już nie około 3000 zł, tylko 1500 zł i się okaże, że też na nim zrobisz jakieś naprawdę super rzeczy. Plus kwestia softwarowa, czyli to jak system operacyjny samego sprzętu potrafi sprawić, że kupujemy sprzęt, za pół roku wychodzi aktualizacja do sprzętu i nagle się okazuje, że twój sprzęt, którego masz od pół roku umie jeszcze coś, czego nie umiał i ta praca jest coraz lepsza, coraz bardziej wygodna. Gimbale to jest przyszłość. Będą coraz lepsze, coraz tańsze, coraz mniejsze, tak samo jak i aparaty będą coraz tańsze, lepsze, mniejsze i kto wie, czy za 10 lat nie będziemy pracować na aparacie, który będzie wyglądał jak dzisiejszy iPhone. Software w aparatach i gimbala też ma gigantyczny wpływ i to też jest jedna z najważniejszych różnic systemów stabilizacji. Statywy, monopody, slidery opierają się tylko i wyłącznie na fizyce, a gimbale są bardzo mocno wspierane przez system operacyjny, co też się przekłada na system naszej pracy i na to, jaki mamy efekt.
Maciej: Z tych pięknych plusów przeszedłbym teraz do minusów, bo akurat w dobrym momencie w powiedziałeś o tym systemie operacyjnym. Właśnie największym problemem takich systemów stabilizacji jest brak zasilania, czyli jeżeli nam padnie bateria, to nie jesteśmy w stanie z tym nic zrobić, żadnych ruchów, nie wystabilizujemy tego. Można powiedzieć, że to się będzie trzymało w jednym miejscu, ale w momencie, kiedy podniesiemy ten stabilizator wszystko nam opadnie. Bez baterii sprzęt jest całkowicie nieużyteczny. Jeśli coś nam się wysypie w gimbalu, czy padnie nam silnik, czy coś się zepsuje z systemem, nie jesteśmy w stanie we własnym zakresie tego naprawić. Jeżeli to się dzieje na zleceniu, a mamy tylko gimbala, to nagle okazuje się, że mamy po zleceniu
Igor: Trzymając się tego przykładu, wysyłka sprzętu do serwisu, oczekiwanie na naprawę, potem na przesyłkę z powrotem – tak naprawdę jesteś bez sprzętu. Jeżeli nie masz żadnego sprzętu zapasowego. Tak naprawdę wielką siłą gimbali i jednocześnie ich wielkim minusem jest to, że są elektroniczne i to, że mają software. Błąd, bug, zła aktualizacja też może wpłynąć na to, że sprzęt przestanie działać, bo jesteś uzależniony od tego, że nim tak naprawdę steruje soft, a nie ty.
Maciej: Ja miałem taki przypadek. Korzystając z Zhiyun Crane 2 miałem aktualizację zainstalowaną i coś poszło nie tak podczas tej aktualizacji. Niezależnie jak bardzo wystabilizowałem aparat, za każdym razem były rwane ruchy. Myślałem, że musiało pójść nie tak, więc zainstalowałem aktualizację raz jeszcze i wszystko zniknęło.
Igor: Nawet głupi soft może nam wszystko zepsuć. To jest duży minus, jeżeli chodzi o gimbale – bateria, soft, uszkodzenia wszelkiego rodzaju, często niezależne od nas. Nie skupiamy się na tym, że przechodziłeś przez drzwi i przywaliłeś sprzętem w futrynę i coś tam nie działa, tylko sprzęt może przekazać działać sam siebie. Jako ktoś mniej doświadczony możesz źle wywarzyć sprzęt i uszkodzić jeden z trzech motorów. Może tak się stać, że się spali, bo chodzisz z Canon EOS-1DX Mark II i masz podpiętą 85mm. To waży 2,5 kg i w tym przypadku musisz bardzo dbać o to, żeby ten sprzęt był wywarzony. Silnik robi rzeczy za Ciebie, ale jak ty nie zadbasz o ten silnik jak trzeba, to możesz po prostu go popsuć i sprzęt ileś dni jest wyłączony z użytku. Zamykając ten odcinek, w ostatniej części omówimy sobie poradnikowo jak dobrać gimbal pod siebie i swoje potrzeby. Zacznę od tego, że jeżeli planujesz sprawić sobie jakiś gimbal, to pierwsza rzecz, od której powinieneś rozpocząć to ile waży twój sprzęt? mam na myśli aparat plus obiektyw, który będzie najczęściej używany do pracy z takim gimbalem i wszelkiego rodzaju akcesoria, bo czasami też się spotkamy z tym, że nakładamy odbiornik bezprzewodowego systemu audio czy jakiś mikrofon. Do tego zawsze należy nawet zważyć swój sprzęt od razu z baterią i kartą pamięci, bo to też są dodatkowe grane i one też mają bardzo duży wpływ na to, jak pracuje się z gimbalem. Jeżeli korzystacie z filtrów ND, to również ten sprzęt trzeba najpierw zważyć, a potem wyważać już na kupiony gimbalu ze wszystkim.
Maciej: Ja chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na to, żeby nie kupować gimbali, które są ogromne i mają nie wiadomo jaki udźwig, a potem używać ich do aparatów, które są małe, bo to mija się z celem. Wydajemy więcej pieniędzy, a może się okazać, że potrzebujemy w tym czasie gimbala, który udźwignie pół kilograma. Ludzie popełniają ten błąd, bo myślą że kupią gimbala, który dźwignie w razie czego 8 kg, bo może przejdą kiedyś na kamerę. Okazuje się później, że kupujemy tego dużego gimbala, mamy mały aparat i wychodzi na to, że nie jesteśmy w stanie go wystabilizować w żaden sposób. Udźwig działa w dwie strony. Możesz mieć sprzęt zbyt ciężki, ale też może być za lekki. Tak jak mówisz, wielu ludzi wpina mały, plastikowy aparacik z małym szkiełkiem na silny gimbal i potem się okazuje, że trzeba myśleć o jakichś dodatkowych systemach dociążania w postaci jakichś ciężarków. Ale z drugiej strony nie jest to mądre rozwiązanie, dlatego że narzucamy sobie na ręce dodatkowe kilogramy, które nic nie wnoszą. Zwróćmy na to uwagę, aby gimbal był dobrany do udźwigu. Jeżeli mamy mały aparat, wybieramy małe gimbale. Jeżeli mamy duży aparatura, wybierajmy gimbale, które ten sprzęt udźwigną. Zostawmy sobie te pół kilo czy kilogram, bo niejednokrotnie spotyka się przekłamania, jeżeli chodzi o broszury informacyjne producentów.
Igor: Nie dość, że udźwig, to jeszcze rozkład tej wagi, bo czasami możemy mieć aparat, który od razu ma wbudowany grip lub pracujemy na aparacie, w którym my przykręcamy grip, czyli automatycznie ta oś troszeczkę się zmienia, bo aparat jest wysoki. Do tego wpinamy obiektyw, który jest długi i ten punkt przeciwwagi, którą faktycznie jest obiektyw przechyla nam cały sprzęt do przodu. Rekomendujemy rozsądne, mądre podejście do doboru sprzętu, bo czasami niestety bywa tak, że chcemy przejść na gimbala, kupujemy sobie gimbal… To się nie zdarza zbyt często, ale są sytuacje, w których niestety trzeba kupić też obiektyw pod to, bo całe życie pracujemy na zmiennoogniskowych, a okazuje się, że dużo lepszym rozwiązaniem byłoby kupić jakąś małą stałkę, która jest pomiędzy. Naprawdę rozsądne, dobrze zriserczowane podejścia do tego, jaki sprzęt chcemy, co chcemy osiągnąć.
Maciej: Starajmy się w dobierać takiego gimbala, który jest skrojony pod nas, czyli żebyśmy też nie ulegli takiej fiksacji, że im więcej dodatkowych rzeczy ma w sobie gimbal tym lepiej. Mówię tu o jakiś follow focusie czy nagrywaniem z rękojeści. Najlepiej żebyśmy z tego korzystali. Czasem okazuje się, że później przez 2 lata używania ani razu z tego nie korzystamy. Na chwilę obecną jest taki wybór gimbali, że można kupić taki, który ma, na przykład, follow focus, albo taki, który go nie ma. DJI wypuścił teraz możliwość kupienia DJI Ronina S – Essential Kit i Standard Kit. Jeżeli nie będziemy używać tego follow focusa, to nie dopłacajmy bez sensu za niego pieniędzy. Wydamy pieniądze, które możemy zainwestować w dodatkową baterię lub cieszyć się dodatkową kwotą na koncie.
Igor: Aktualnie mamy na rynku aparaty, które mają autofocus działający tak dobrze, że to już naprawdę nie jest wstyd, żeby na tym pracować. Jestem nawet zdania, że jesteś w stanie, na przykład, najazd na osobę, która stoi tak, żeby cały czas mieć w ostrości jej twarz jest dużo lepiej zrobić autofocusem niż z rąk. Na pewno są osoby,które z tego korzystają, ale na pewno jest ich mniej niż więcej. I to jest to, co powiedziałeś przed chwilą, żeby dobierać funkcje gimbala pod siebie, pod potrzeby, ponieważ firmy, które je produkują najprawdopodobniej po prostu się prześcigają tymi funkcjami.
Maciej: Jeżeli jesteś świeży w temacie zakupu gimbala i nie orientujesz się w tym, to gimbale oferują też możliwość nagrywania z rękojeści oraz ustawiania podstawowych wartości na aparacie, czyli ISO, przysłony. Sprawdźmy, czy aparat współpracuje z tym gimbalem, bo niejednokrotnie jest tak, że mamy, na przykład, aparaty firmy A, a dany gimbal obsługuje tylko aparaty firmy B.
Igor: Ja jestem tutaj idealnym przykładem tego, że kupiłem swojego DJI Ronin S jak on już był wiele miesięcy na rynku i w momencie, kiedy go kupiłem, w ciągu tygodnia czy dwóch dopiero wyszła aktualizacja z obsługą Canon EOS-1DX Mark II i EOS R po kablu. Gdybym go kupił kilka miesięcy wcześniej, tego by nie było. Jak go kupiłem, jeszcze przed aktualizacją, i pracowałem na kabelku, to no trochę nerwów było, dlatego że w momencie, kiedy Canon EOS-1DX Mark II był podpięty po kablu do DJI Ronin S, to autofocus szalał. Wiadomo, że Canony, w szczególności te flagowe, bardzo słyną z tego, że ten autofocus działa genialnie, a on raz działał, raz nie. I to było spowodowane tym, że był podłączony i pierwszy raz w czymś takim się spotkałem, że Canon EOS-1DX Mark II się zawieszał, miał coś w rodzaju blue screena. Miałem wielokrotnie sytuację, w której aparat się zawiesza tak, że kompletnie nic nie dało się zrobić, miał takie dziwne sflickerowane plamy na ekranie i musiałem go wyłączyć, odłączyć kabel, włączyć go jeszcze raz i wszystko było okej. I to wszystko było z powodu tego, że mój gimbal nie obsługiwał tego. Dosłownie tydzień lub dwa po zakupie wyszła aktualizacja do DJI Ronin S, która sprawiła, że jeden Canon EOS-1DX Mark II został obsługiwany i od tamtego czasu wszystko działa tak jak trzeba. Zgoda w 100%, żeby sprawdzać tę kompatybilność pod swój sprzęt. Dodam tylko, że zmianie funkcji ustawień, nagrywanie z rękojeści jest miłym dodatkiem, aczkolwiek nie jest koniecznością. Jeżeli stoisz przed zakupem gimbala, to nie fiksuj się na tym punkcie, że musisz mieć „rekord” na kabelku, żeby nie podnosić ciągle tej jednej ręki, bo da się bez tego żyć. Ale jeżeli zależy ci na tym, to warto to sprawdzić, żeby potem się nie zdziwić. Idąc dalej za ciosem, kupić gimbala marki, która też dba o to. Moim przykładem jest DJI Ronin S i ja wiem, że oni o to dbają. To jest taka firma, która raz na kilka miesięcy robi update, robi to dobrze i wszystko działa. A kupisz jakąś markę z Chin i okaże się, że nie robią aktualizacji wcale albo robią ją raz na rok. Później to wsparcie jest praktycznie żadne. Ja cały czas mówiłem o softwarze bezpośrednio samego rana gimbala, ale aplikacje, którymi obsługujemy gimbala najczęściej są na smartfonie i łączymy się przez bluetooth ze sprzętem. Cały czas trzymając się tego przykładu, DJI ma aplikacje, które są genialne, użyteczne, UX-owo są super wszystko, są bardzo czytelne. A są takie, które wyglądają, jakby były w fazie alfa.
Maciej: Jak na kupowałem Zhiyun Crane 2 miesiąc po premierze i jak odpaliłem aplikację, to tam nic nie działało, ona w ogóle nie była spięta. Niby widziała tego gimbala, ale w ogóle nie działa, co było niezwykle denerwujące. Ona wyglądała tak, jakby była w fazie testów alfa i użytkownicy to robili. Także poczytajmy trochę o tych aplikacjach i o tym, która działa właściwie. Jeżeli tylko gdzieś napotkamy informację, że coś nie działa tak, jak powinno – sprawdźmy to. No i jeżeli jest nam to niezbędne do pracy, to jest taki faktor, który może sprawić, że może zrezygnujemy z danej firmy, przerzucimy się na inną albo będziemy próbowali jakoś obejść pracę z aplikacją i skupić się na pracy z samym urządzeniem.
Igor: Są osoby, dla których aplikacja na smartfonie może być absolutnie nieistotna. Są osoby, dla których może to być mega ważne. Dla przykładu, ja na swoim DJI Ronin S zawsze robię jeszcze tzw. autotune, czyli po moim wyważeniu on sobie jeszcze sam sprawdza, na którym silniku musi dać troszkę więcej mocy, na którym mniej. I kolejna rzecz jest mega istotna, żeby w takiej aplikacji (nie wiem, czy da się to zrobić manualnie przez przyciski, może jest jakiś tryb, że się da) gimbal wiedział, jak ciężki masz sprzęt. Na przykładzie DJI Ronin S, ustawiasz sobie low, medium, high. No i low jest właśnie dla mega małych aparacików. Medium jest dla takich faktorów typu Sony a7 III, Canon EOS R, itd. A high już jest pod małe kamery typu Canon C100, Canon C200 i Canon EOS-1DX Mark II, który jest aparatem, ale jednym z największych aparatów aktualnie na rynku, razem z Nikonem D5. Aplikacja może być albo absolutnie nieistotna albo bardzo istotna, więc nawet na tego typu niuanse trzeba zwrócić uwagę. Może powiedzmy o rzeczy, która jest turbo istotna, czyli o bateriach.
Maciej: Tak, należy zwrócić uwagę na to, czy już posiadamy jakieś baterie do jakiegokolwiek innego gimbala, bo już kiedyś mieliśmy gimbala i zostały nam jakieś baterie – czy je mamy i czy one nam będą potrzebne? Sprawdźmy też ceny baterii – jaka jest i czy są dostępne baterie u producenta? Pamiętam, że jak DJI Ronin S wyszedł, to przez jakiś czas baterie w ogóle nie były dostępne w zakupie. Nie dość, że miały bardzo wysoką cenę, to jeszcze trzeba było miesiąc poczekać zanim będzie można je w ogóle zamówić. Jeżeli wiemy, że będą nam potrzebne dwie baterie w ciągu jednego dnia zdjęciowego, bo tak bardzo mocno je zużyjemy, to może być faktor decydujący tego, czy je zakupimy.
Igor: Tak naprawdę powinniśmy wyjść od czasu pracy na baterii i od tego, jak ciężko jest nasz sprzęt, bo im cięższy, tym wiadomo, że baterie nam szybciej się wykorzystują podczas jednego cyklu. Czy nasz gimbal trzyma przez 5 godzin, czy przez 12 godzin. Jeżeli trzyma 5 godzin, to jest szansa, że podczas jednego dnia nagraniowego bateria może nam paść, bo raczej się nie spotkałem z tym, żeby dzień nagraniowy trwał tylko 5 godzin.
Maciej: Do tego jeszcze dodajmy to, że bardzo możliwe, że zrobiliśmy mały fuck-up z ustawieniami wszystkich osi lub w wystabilizowaniu pierwotnym i na dobrą sprawę silniki nam żrą 30% albo 40% więcej prądu niż powinny, z tego względu, że nie wystabilizowaliśmy tego właściwie. Ten czas pracy na jednej baterii może się skrócić.
Igor: Czyli dostosujemy decyzję o zakupie dodatkowych baterii zapasowych do tego, jaki mamy styl pracy, jakie rodzaje produkcji filmowych wykonujemy, ile to mniej trwa i też jaki to jest typ baterii. Na przykładzie DJI Ronin S jest to tak naprawdę nie bateria, ale cała rękojeść, którą się wysuwa i wsuwasz drugą, która ma tę baterię sama w sobie. DJI Ronin S akurat te baterie ma mega dobre i one bardzo długo trzymają. Są plany, których trzeba mieć przynajmniej dwie i trzeba sobie to rozkminić. Czy może są takie jak Zhiyun Crane 2 ma – takie grubsze paluszki, które się ładuje na zewnętrznej ładowarce i tak naprawdę otwierasz, wkładasz nowe, stare przekładasz do ładowarki i to działa. Kolejną rzeczą, którą warto wziąć pod uwagę – czy możesz ładować baterię bezpośrednio na gimbalu? DJI Ronin S ma coś takiego, że on ma port USB C. Masz dwie godziny przerwy podczas dnia zdjęciowego, stawiasz go pod ścianą, podpinasz go do gniazdka, wciskasz ładowarkę, on sobie stoi i się ładuje. To jest też mega ważne – czy musimy te baterie zmieniać, czy one są integralną częścią?
Maciej: Jeżeli chodzi baterie w tym DJI Ronin S, to jest niebywały plus, że można ładować ją z urządzenia, ale też niebywały minus, kiedy mamy dwie baterie – jedna nam się zużywa, odkładamy ją i nie mamy gdzie jej naładować, jeżeli wiemy, że będzie nam potrzebna jeszcze tego samego dnia.
Igor: To jest bardzo duży minus, dlatego że port do podłączenia kabla znajduje się nie w baterii, tylko w gimbalu. Żeby naładować tę baterię, ona musi być podłączona do gimbala. Oczywiście, można dokupić do tego dedykowaną ładowarkę. Widzicie, że są plusy i minusy każdego z rozwiązań, więc kupując gimbala weźcie to pod uwagę. Jeszcze takim fajnym pod tematem, jeżeli chodzi gimbale i o to, co decyduje o tym, który chcemy zakupić jest dodatkowe wyposażenie. Co zawiera taki zestaw? Czy producent daje nam case, czyli walizkę do przenoszenia tego gimbala, czy będziemy musieli we własnym zakresie o to zadbać? Czy będziemy musieli kupić dedykowaną walizkę, czy jesteśmy w stanie przenosić to w plecaku?
Maciej: Musimy sprawdzić, czy to, co daje nam producent w zestawie jest tym, co tak naprawdę chcemy. Czy posiada okablowanie do naszego aparatu? Czy posiada stopkę mocującą do naszego aparatu? Czy to jest stopka w standardzie? Są też producenci, którzy dodają dodatkowe baterie. Czy jest ładowarka w zestawie?
Igor: To z tą ładowarką to wcale nie jest żart, bo można sobie przyjąć głowie, że jak kupuję sprzęt, to ładowarka tam musi być, bo przecież muszę jakoś ten sprzęt naładować. A chociażby Sony a7 III nie ma ładowarki w zestawie, więc kupujesz aparat i nie możesz go ładować. To są takie niuanse, które gdzieś tam trzeba mieć z tyłu głowy.
Maciej: Myślę, że już kończąc te nasze porady, jak dobrze kupić gimbala, to dostępność akcesoriów jest też istotna. Czy to jest od producenta, czy od firm trzecich? Czy jesteśmy w stanie kupić na przykład dodatkową rączkę do gimbala lub mocowanie specjalne pod jakieś ramię, do którego będziemy mocowali wyświetlacz lub inny monitor podglądowy? Ogólnie, rzeczy, które sprawią, że nasza praca będzie konkretniejsza, łatwiejsza i przyjemniejsza dla nas. To są takie kwestie, nad którymi trzeba się zastanowić i które trzeba rozważyć przed zakupem.
Igor: Kończąc ten odcinek, szybkie rekomendacje konkretnych marek. Z mojej strony na pewno DJI. Jestem mega fanem, korzystam z ich sprzętu w kontekście dronów i w kontekście stabilizatorów. Przelatałem na nim wiele godzin, teraz latam z DJI Ronin S. Niezawodny sprzęt, cenowo troszeczkę droższy niż konkurencja, ale za tą ceną naprawdę stoją wartości, za które warto dopłacić, bo sprzęt jest niezawodny, ma wsparcie, jest wykonany z dobrych materiałów, czuć, że trzymasz naprawdę porządny sprzęt w ręku. Nie będę podawał konkretnego modelu. Na ten czas, na który nagrywamy ten odcinek, jak najbardziej DJI Ronin S, ale w ciągu najbliższych lat pewnie wejdzie coś zupełnie nowego. Dobrą konkurencją dla tego i jednym z lepszych na rynku jest z Zhiyun Crane. Kilka modeli już wyszło, pewnie kilka modeli jeszcze wyjdzie w przyszłości. Duży udźwig, fajna cena i chyba to byłoby na tyle.