W tym odcinku podcastu…
Zastanawiasz się jak wyglądają profesjonalne plany zdjęciowe? Jak je zaplanować, aby nic się nie wysypało? Ile osób bierze w nich udział? Jaka jest rola poszczególnych osób zaangażowanych w realizację projektu wideo? Czym różnią się od siebie – storyboard, moodboard i shootingboard? No i w końcu – skąd czerpać wiedzę na temat filmowania? O tym wszystkim rozmawiamy z reżopem Michałem Baczyńskim, który jest gościem tego odcinka podcastu SUPER35. Miłego słuchania! (fot. Ewa Fluder)
Gdzie posłucham podcastu?
Słuchaj podcastu tutaj na stronie (odtwarzacz na górze strony), na Spotify, Apple Podcasts lub Google Podcasts. Subskrybuj SUPER35 w najwygodniejszym dla Ciebie miejscu. Wszystkie odcinki podcastu znajdziesz TUTAJ. Do usłyszenia!
Przydatne linki
Transkrypcja odcinka
Maciej: Michał, powiedz mi, ile lat zajmujesz się filmowaniem? Jaka była twoja droga?
Michał: Przygotowując się do tego podcastu uświadomiłem sobie, że pierwszą działalność założyłem w 2010 roku, jeśli chodzi o film. Przyznam szczerze, że ta droga była taka dość wyboista, bo kiedyś zajmowałem się na początku dźwiękiem i myślałem, że tym się będę zajmował, ale drugą pasją był film, którym też wcześniej się bawiłem. Uznałem, że jak nie będzie dobrych pieniędzy z dźwięku, to pójdę film. No i tak się złożyło, że kupiłem pierwszą kamerę, zacząłem filmować. To była duża naramienna kamera, ale nagrywała na karty SD. To był jakiś Panasonic, ale jeden z pierwszych, który nagrywał na karty SD. Jedyne, co pamiętam, to tam było takie oszukane HD. Dostawałeś plik HD, on był interpolowany z jakiejś niższej rozdzielczości i jak lata później porównałem obrazek z Canon 5D mark II i zobaczyłem, jak wygląda obraz lustrzanki z Canona w HD, to było wow.
Igor: Skoro nawiązujesz do Canona 5D mark II, który wyszedł w 2007 roku, to ty już jesteś w branży kilka ładnych lat, bo to musiało być kilka lat przed tym.
Michał: Ten Panasonic, który kupiłem był dość drogi, kosztował gdzieś 18-20 tyś zł. To było dużo pieniędzy, więc to były takie czasy, w których filmowcy jeszcze nie patrzyli na to, że można filmować lustrzankami. Niektórzy dalej zostali w tym świecie, zwłaszcza ci starsi filmowcy, którzy nie pojmują tego, że to się w totalnie zmieniło. Zresztą to widać po rynku sprzedażowym, że niektórzy uważają, że tylko i wyłącznie kamera. Oczywiście, ona ma dużo plusów, bo jest w wielu przypadkach bardziej zautomatyzowana i łatwiejsza troszeczkę, do wielu rzeczy jest wygodniejsza, ale faktycznie tak było, że jak ja zobaczyłem ten obrazek… To jest taka maksyma dobrego filmowca, że jak on patrzy, to nieistotne czym filmujesz, tylko liczy się to, co jest na obrazie. Jak ja zobaczyłem, jaki był obrazek z Canon 5D mark II, to uznałem, że te kamery, które widziałem tej pory w tym przedziale cenowym, bo nie mówię o tych z pierwszych póki, to jest prostu kosmos. Dlatego mnóstwo filmowców potem przeszło na Canon 5D mark II.
Maciej: Właśnie, najważniejszy jest obrazek, a nie to, czym się ten obrazek nagrywa. A w dzisiejszym świecie niestety kopiemy się niejednokrotnie ze zdaniem “profesjonalistów”, że jednak najbardziej liczy się to, czym nagrywasz. Jeżeli robisz film, to musi być kamera, nie może być aparat, a jeszcze 3 lata temu, to już w ogóle była totalna abstrakcja, bo prawdziwy filmowiec nagrywa tylko kamerą, nie tyka aparatu, to jest moda, która przeminie.
Michał: W dzisiejszych czasach mediów społecznościowych dobre rzeczy można kręcić telefonem. One już dają tak ogromne możliwości, że tutaj chyba ograniczamy się do pomysłu. Wiadomo, że największą barierą jest dźwięk, bo faktycznie ten dźwięk w tych kamerach czy lustrzanka, kiedy masz zewnętrzny mikrofon, jest dużo lepszy, ale to jest problem telefonów. Ale możesz dokupić zewnętrzny mikrofon do telefonu. Obraz nie jest żadną barierą. Nie trzeba wydawać w kilkudziesięciu tysięcy złotych, jeżeli ktoś ma pomysł, może zrobić fajne rzeczy telefonem.
Maciej: Rok w rok Apple po swojej konferencji, kiedy prezentują nowego iPhona za każdym razem wrzucają jakiś film, który w całości został wyprodukowany na iPhonie i w ten sposób pokazują możliwości.
Igor: Chciałem dodać, że 2021 rok jest na tyle wyjątkowy, właśnie w tym kontekście, że iPhone 13 Pro jest pierwszym smartfonem na świecie, który nagrywa w kodeku ProRes. A skoro już przy tych różnicach jesteśmy, takich dość skrajnych, to chcielibyśmy trochę cię dalej pociągnąć za język i zapytać z swojego doświadczenia, jakie są największe różnice jakie widzisz ty w planach zdjęciowych, kiedy jednak robimy jakieś niskobudżetowe reklamówki, a na planach zdjęciowych, kiedy na przykład nagrywamy krótką fabułę, gdzie jest na planie 30, 40, a może nawet 50 osób.
Michał: To jest trochę tak, że ta różnica jest tak naprawdę chyba najbardziej widoczna w podziale pracy i w preprodukcji, bo wydaje mi się, że dużo ludzi, którzy filmują, zwłaszcza teledyski, trochę nie przykłada się do tego etapu preprodukcji, czyli nie robi mood boardów, które są bardzo fajne, bo możesz pokazać artyście, w jakim kierunku chcesz iść. Nie chcę reklamować jakiegoś serwisu internetowego, ale jest taki serwis na literę “C”, gdzie możesz się za darmo zarejestrować i tam masz wersję próbną, ileś szablonów i nawet w tej wersji próbnej możesz do końca życia zostać, bo tam są naprawdę bardzo fajne rzeczy, a w filmie takim większym jednak ta preprodukcja musi być, bo masz 20, 30, 40 osób, nawet jeśli to jest reklama większa, ci ludzie nie wiedzą, co masz w głowie. Musisz im zobrazować to nie tylko tekstem, bo jak czytasz książkę, to każdy może mieć w głowie coś innego i dlatego tą preprodukcję, czyli to przygotowanie wcześniej. Drugą rzeczą jest podział pracy, z którym ja na początku miałem problem, bo jeżeli jesteś operatorem, takim one-man army, a też taką osobą byłem, to jesteś przyzwyczajony tego, że filmujesz, potem to montujesz i wydajesz. Masz pełną kontrolę, a w filmie jest tak, że coś filmujesz i potem oddajesz ten materiał do montażysty, który może zrobić z nim, co będzie chciał. Na początku to wydaje się trudne, to ma swoje plusy i minusy, ale jeżeli dobierasz dobrych ludzi do współpracy, to będzie lepsze niż jak robisz od początku do końca sam, bo na tych planach też jest podział dlatego, że jeśli robisz 20 różnych rzeczy, to nie jesteś sam w stanie tak dobrze się skupić na każdej rzeczy, jak jeśli masz podzieloną tą pracę na różne osoby. Zachęcam w ogóle jeśli ktoś robi filmy do zbierania jakichś kolektywów, grup, w których pracujecie razem i rozdzielenia tej pracy między ludzi, bo to naprawdę odciąża bardzo. Kolejną rzeczą, która jest normalna na planie, to jest plan w pracy, który jest czymś normalnym. Wydaje mi się, że to jest coś co sprawia, że inni nas widzą jako profesjonalistę i to jest to, że wszyscy mają rozpisane, o których godzinach, co mają robić, wiedzą jak się zachować. Plan pracy jest bardzo fajny, kiedy masz większą grupę i jesteś w stanie kontrolować tych ludzi. Kiedy wyślesz aktorowi parę dni przed zdjęciami dokładna rozpiskę, że o tej godzinie ktoś po niego przyjedzie i go odbierze z domu i dojedzie tam, to się nie spóźni. A kiedy się z nim dogadasz na Messengerze, to jest tak, że pociąg mu uciekł, bo coś tam.
Igor: Pamiętam, jak Michał odsłuchał nasz podcast “8 rzeczy, które ułatwią ci pracę na planie” i tam mamy taki punkt, żeby być wcześniej na planie, na przykład dzień przed, bo są ludzie którzy, po prostu mogą się spóźniać, to podesłał mi plik ze swoimi planami i to było wielkie wow, bo w mojej pracy umawianie się na plan się sprowadza do wysłania dwóch maili, parę punktów, ponieważ w samym planie udział bierze maks 5 osób. Na planie Michała, praktycznie co do minuty był rozplanowany cały dzień.
Michał:To były trochę uproszczone plany, bo przy takim dużym produkcjach filmowych zajmuje się tym osoba, która rozplanowuje totalnie każdy szczegół. Natomiast przy takich mniejszych filmach, czy reklamach faktycznie to się robi po, to żeby wszyscy wiedzieli, co się dzieje. Najbardziej zawodnym szczegółem jest człowiek. Jeżeli dopniesz to taki sposób, żeby on nie miał możliwości zawalenia, to masz to z głowy.
Igor: Czyli podstawowymi różnicami, jakie tutaj nam nakreśliłeś to jest mood board. Jak rozumiem, masz na myśli storyboard…
Michał: Preprodukcję całą, storyboard, shooting board, to zależy od projektu, ale ogólnie więcej poświęca się na etapie preprodukcji.
Igor: Czyli większy nacisk na preprodukcję, do której też zaliczamy przygotowanie tego planu. Faktycznie to jest dość istotne, kiedy na planie jest kilkadziesiąt osób, to trudno byłoby każdej powiedzieć, co ma wykonać, kiedy, jak. Jeżeli jest dobry plan, to wtedy wystarczy wysłać go raz do tych wszystkich osób.
Maciej: Czyli produkcję takiego większego filmu możemy przyrównać do korporacji, która żeby dobrze pracowała trzeba każdą z ról rozdysponować na osobę, o ile oczywiście jest to osoba w danym filmie potrzebna.
Michał: Tak, tylko że w korporacji zdarzają się często osoby, które się nie sprawdzają, a przewagą filmu jest to, że jak pracujesz na filmie, to odbierasz te osoby, które są sprawdzane, sam je dobierasz. Producent dobiera reżysera, następnie kolejne piony i to jest też taki mit, że do filmu się trudno dostać. Trudno się dostać, bo ludzie biorą tych swoich, którzy wiedzą, że są sprawdzeni i nie zawalą przede wszystkim.
Maciej: Jeżeli pojawi się osoba randomowa na takim planie, nie zgra się z całą ekipą, to tracimy czas, a jeżeli ona jest całkowicie do wymiany, to znowu tracimy czas na to, żeby pozyskać kogoś w to miejsce. Czyli ten hermetyczny świat wynika z tego, że niestety nie mamy czasu ani też budżetu na to, żeby eksperymentować. A co dla ciebie jest ciekawsze? Przy czym lubisz pracować bardziej? Czy są to takie typowo komercyjne reklamy czy jednak bardziej ambitne filmy fabularne?
Michał: To są trochę dwa Inne światy. Lubię robić jedno i drugie. Faktycznie reklamy dają przyjemność, ale czasem też dają dobre pieniądze. Tutaj trzeba to podkreślić. Natomiast z filmami, czy to są dłuższe filmy czy krótkometrażowe, zwłaszcza na naszym poziomie w Polsce to nie są filmy, które są w kinach. Zawsze są niedofinansowane i to jest zawsze walka z budżetem, często się robi na zasadzie, że dostajesz jakiś fundusz, pozyskany czy z własnych pieniędzy, tworzysz film i tak naprawdę nikt na nim nie zarabia. Czasami wychodzą wszyscy na zero, natomiast robią coś fajnego i to potem lata na jakichś festiwalach czy konkursach, więc jeżeli jest dobra ekipa, to taki film jest bardzo fajna rzeczą, w której można stworzyć coś fajnego, kreatywnego i się sprawdzać. Natomiast, jeżeli ktoś patrzy pod kątem zarobkowym, to w polskim filmie tak naprawdę zarabia ten top największych i najlepszych. Oni zarabiają faktycznie na filmie, a cała reszta, która tworzy to robi to z pasji, więc to są dwa Inne światy. Lubię jedno i drugie, ale film daje też taką frajdę, że możesz być twórcą przede wszystkim. W reklamie też często jesteś ograniczony, bo masz scenariusz, jest shooting board, storyboard lub mood board i musisz tego się trzymać, a w filmie, jeśli masz reżysera, który ci ufam albo współpracujesz z nim, bo czasami faktycznie autor zdjęć (DOP) współpracuje z reżyserem, to w tym momencie możesz sobie pozwolić na fantazję operatorską, jeśli oczywiście twórca się na to zgodzi.
Igor: Chciałbym poruszyć to jeszcze raz, czyli mood board, storyboard i shooting board. Czy mógłbyś przybliżyć naszym słuchaczom, czym to się różni? Bo w końcu są trzy inne nazwy.
Michał: Mood board jest zbiorem obrazków, który obrazuje pomysł, klimat, często też jest obok taki delikatny opis. Jak ktoś sobie wpisze “film mood board” w Google, to tam sobie w grafikach zobaczy. To jest taki pierwsze pomysł, żeby komuś zreferować, co się ma w głowie i w jakim klimacie ma zostać zrobione. Czyli od słowa “mood” celem jest przekazać, jaki to ma być klimat i styl. Jeżeli jesteś w agencji reklamowej i pracujesz dla klienta, to sprzedajesz mu pomysł na reklamę, ale pokazujesz mu taki mood board, żeby on wiedział, w jakim klimacie ma być ta reklama, w jakim stylu mniej więcej. Tam nie ma konkretnych obrazków, ujęć. Bardziej chodzi o to, żeby sprzedać tą wizualność, opowieść i klimat. To jest mood board. Storyboard jest to obrazkowy scenopis, czyli jak jest film i powstaje scenariusz, to potem powstaje scenopis. Od słowa “story”, czyli “historia”. Mi często storyboard pomaga troszeczkę pokazać, nie tyle reżyserowi, bo z nim jest bliski kontakt i on często wie, co mam w głowie, ale ekipie i aktorom, żeby wiedzieli jak usiąść, wiadomo, że te rzeczy często są zawarte w scenopisie, ale jeżeli masz obrazek, to masz konkretną wizję i wtedy po prostu na planie wcześniej wysyłasz ten storyboard i dokładnie na obrazku widać, jak to wygląda. Ja paskudnie rysuję, ale też dla tych ludzi, którzy też paskudnie rysują i się tego wstydzą, to można korzystać z gotowych grafik z jakiś innych filmów albo z nim rzeczy jest wklejać, żeby widzieć rozmieszczenie ludzi, aktorów. I to naprawdę pomaga, bo też storyboard jest bardzo fajną rzeczą, o czym zapominają młodzi filmowcy, bo dzięki storyboardowi można stworzyć film na etapie montażu, jeszcze go nie znając. Jeżeli mamy gotowy storyboard, możemy zrobić stopklatki tych konkretnych ujęć i zmontować na timelinie, nawet dodając sobie samemu swój podkład głosowy po rozmowę i widząc te pojedyncze klatki na monitorze, jesteśmy w stanie widzieć czy ta praca kamery się sprawdzi. To jest super, bo można sobie zrobić teoretycznie cały film, który można sprawdzić, czy on będzie siedział przed przystąpieniem do zdjęć. Jeżeli ktoś bardzo poważnie podchodzi do jakieś większego projektu, to naprawdę może sobie to sprawdzić. Jeśli chodzi o shooting board, to on jest takim obrazkiem 1:1, który będzie widział klient, często go się wysyła klientowi przed nagraniem reklamy, żeby on wiedział, co dokładnie się w którym kadrze znajdzie. Temat shooting boardu porównuję w jednej reklamie na swoim TikToku, gdzie dokładnie spasowuję shooting board z powstałą reklamą i to widać 1:1 jak to wygląda, że te ujęcia są praktycznie idealne. Jest to głównie po to, żeby zminimalizować ryzyko tego, że klient zamówił reklamę i kiedy dostanie gotowy produkt powie, że sobie to inaczej wyobrażał. Tutaj dostaje gotowe, klatka po klatce, kadr po kadrze wszystko, akceptuje to i wie, czego oczekiwać po gotowym projekcie. Przy planach reklamowych raczej zawsze takie coś jest, z filmami jest różnie, czasami z filmami jest tak, że powstaje ten storyboard, bo tam delikatnie czasami od storyboardów można odejść, on jest jakby scenopisem obrazkowym, więc od niego delikatnie można odejść, ale czasami przy ogromnych produkcjach taki shooting board też powstaje, tylko ja nie mam styczności z aż tak ogromnym produkcjami. Jako ciekawostkę dodam, że w Stanach Zjednoczonych przy niektórych produkcjach jest tak, że nad tym shooting boardem pracuje grupa osób, która na dzień przed zdjęciami wysyła do ekipy produkcyjnej ileś możliwych scen, kombinacji i oni wybierają sobie jedną. Czyli nie powstaje jeden konkretny shooting board, tylko powstaje kilka propozycji i reżyser i operator sobie wybierają, które chcą realizować, więc to przy dużych produkcjach mega się sprawdza i działa. Jeżeli ktoś lubi rysować, to może robić shooting boardy do każdego projektu.
Maciej: Wspomniałeś tutaj o tym, że reżyser wie, co masz w głowie. Rozwiń może trochę tę myśl. Jak wygląda proces pracy z reżyserem z twojego punktu widzenia?
Michał: Raczej mam pozytywne doświadczenia. Chociaż z tym jest różnie, bo czasami bywają trochę rozbieżności. Reżyser ma swoją wizję, operator, autor zdjęć ma swoją wizję i tutaj zależy od tego, jak bardzo elastycznym jest reżyser. Czasami ktoś ma w głowie swoją wizję i on tego się trzyma, a czasami reżyser mówi, że mu zależy na emocjach i oddaje tobie całkowicie wolną rękę w prowadzeniu kamerę czy w robieniu zdjęć. Z jednej strony to jest fajnie, a z drugiej strony bierze się stuprocentową odpowiedzialność. No bo jak reżyser ma w głowie obraz i ten obraz nie będzie działał, to zawsze możesz powiedzieć, że robiłeś to, co ci kazał. Ale kiedy bierzesz odpowiedzialność, to baty pójdą na ciebie. Ale tu wracamy do etapu preprodukcji, bo kręcenie filmu przy większych produkcjach, skupię się na filmach krótkometrażowych, bo to pewnie też będzie łatwiejsze dla naszych słuchaczy, żeby coś takiego zrobić. W krótkometrażowych filmach generalnie dużo się robi w tym preprodukcji i etap filmowania to jest ostatnia część i to porozumienie z reżyserem i operatorem jest bardzo istotne, żeby przepracować wcześniej cały scenariusz, żeby reżyser opowiedział, jaką on ma historię, jak on to widzi, potem operator opowiada, jak on chciałby to zobrazować. Jeżeli dojdą do porozumienia, to w tym momencie możemy przejść do kolejnego etapu, czyli rysowania storyboardu.
Maciej: Czy spotkałeś się może kiedyś z czymś takim, że reżyser chciał zrobić to w określony sposób, narzucił swoje zdanie i zrobiliście to tak, jak on chciał pomimo tego, że ty zabiegałeś o to, że coś powinno być zrobione inaczej i na samym końcu jednak efekt prawidłowy był taki, jaki ty chciałeś, a jednak zrobiliście to jak reżyser chciał?
Michał: Nie przypominam sobie. To jest pytanie, które musiałbym przeanalizować. Czasami jest tak, że reżyser chciałby być jeszcze trochę operatorem. Ja nie przepadam jak reżyser już na planie filmowym wchodzi w rolę autora zdjęć. Strasznie mnie to irytuje, a są tacy reżyserzy, którzy widzą ten obraz i lubią zaglądać w obraz 100%. Oczywiście, reżyser musi to widzieć, ale reżyser jest od reżyserowania aktorów, a zaczynają się też skupiać na pracy kamery. Są reżyserzy, którzy mają to w nosie, bo ufają mi.
Igor: Nie ukrywajmy, dzisiaj mamy takie czasy, że podstawową wiedzę można pozyskać praktycznie bezpłatnie z internetu, z różnych miejsc, dość szybko i sprawnie wejść w rynek komercyjny. Tym bardziej, że bariera wejścia dzisiaj jest znacznie niższa, bo wystarczy aparat za kilka tysięcy i już możemy zacząć oferować swoją pracę. Jakie ty masz zdanie na temat szkoły filmowej? Czy jest potrzebna czy jest przydatna?
Michał: Pragnę tylko podkreślić to, że ja nie jestem po szkole filmowej, ale jestem absolwentem Akademii Sztuki w Szczecinie na kierunku Film i Animacja. To nie jest stricte to, co szkoła filmowa. Moje zdanie jest takie, że szkoła na pewno nie przeszkadza i to, co istotne w szkołach filmowych to kontakty. Mówiliśmy, że ten świat jest hermetyczny i zamknięty. Jeżeli jesteś w szkole filmowej, poznajesz ludzi, współpracujesz z nimi i jesteś dobry, to oni cię będą wkręcać, polecać do innych rzecz, bo jesteś sprawdzonym człowiekiem. Bezdyskusyjnie, to jest największy plus. Szkoła filmowa oczywiście daję ci też warsztat, chociaż ponoć to się zmienia, bo mam też tylko kilka osób, które są po szkołach filmowych, z którymi współpracuję. Trochę szkoły filmowe uczą, jak się robiło filmy dwadzieścia lat temu. Ponoć ta kadra się już odmładza, bo ten świat się zmienia też, natomiast warto wiedzieć oczywiście i mieć te postawy. Nie warto się w tym zamykać i to jest taka bolączka szkół filmowych, że one uczą czegoś, co warto wiedzieć, ale niekoniecznie już na czasie. Trzeba pamiętać, żeby nie zamykać się tylko i wyłącznie na szkołę filmową, tylko doświadczać innych rzeczy. Jeżeli ktoś jest filmowcem i zajmuje się filmem i nie ogląda innych filmów kolegów, twórców, to będzie się zamykał, bo to jest trochę tak, jak mieć restauracje i nie próbować smaków w innych restauracjach. Jeśli czegoś się uczysz w szkole, na warsztatach, to warto jest to troszkę weryfikować, sprawdzać gdzie indziej i testować inne rzeczy, żeby mieć troszeczkę inny pogląd na daną sytuację.
Igor: Czyli wracając do mojego pytania, twoim zdaniem szkoła filmowa jest przydatna, ale nie jest potrzebna?
Michał: Nie jest koniecznym warunkiem. Oczywiście bardzo dużo pomaga, jeśli ktoś myśli o takiej produkcji filmowej, profesjonalnej, to dużo łatwiej się wkręcić, jeśli jest się dobrym. Natomiast faktycznie, dzisiaj to nie jest wymóg. Jeśli ktoś chce się rozwijać, to ma tyle możliwości. Jak ja zaczynałem, to nie było YouTuba, nie było tutoriali. Ja jeździłem z kolegami gdzieś tam gdzie wiedziałem, że filmują się, podglądałem, czasami z darmo trzymałem statyw.
Maciej: To jest dobra droga, żeby zapytać kogoś albo poprosić kogoś, kto już się filmem zajmuje, czy można potrzymać ten statyw i zobaczyć, jak on pracuje po to, żeby później tą pracę móc użyć u siebie. Świat filmowy jest jednym światem, a są jego różne gałęzie, różne odłamy i one mogą się nawzajem przenikać i uzupełniać.
Michał: Jest taki podział, że kamerzystom weselnym przykleja się taką łatkę, że oni nigdy nie będą robi poważnych rzeczy. Oczywiście, część z nich się przyzwyczaja do dobrych pieniędzy, które są w branży weselnej i zostaje w niej. Natomiast jest to po prostu inna odnoga filmowania i to nie jest tak, że ktoś jest lepszy czy gorszy. Reportaże też są bardzo trudne i wymagające i jak patrzę chociażby na Sebastiana Nandryki (Super Weddings), to on robi bajeczne rzeczy. To nie jest tak, że ktoś, kto robi wesela jest słaby. Czasami się filmowcy wynoszą, że że są filmowcami, a tamci kamerzystami. Dzięki dostępności do wiedzy naprawdę można robić wszystko, tylko trzeba chcieć i jeżeli ktoś ma w głowie, że chciałaby robić fajniejsze, bardziej ambitne rzeczy, to naprawdę nic go nie powstrzymuje. Trzeba skrzyknąć parę osób, zebrać się do kupy i zrobić prosty film i wtedy zobaczyć, jak to działa. A drugą rzeczą jest oglądanie tych, którzy już pracują. Ja też tak robiłem kiedyś i to jest wartość dodana, kiedy wiesz, że ktoś jest na wyższym poziomie niż i możesz pójść do niego na plan i potrzymać mu statyw, bo bardzo dużo uczysz się do obserwacji, widzisz zachowanie na planie filmowym.
Igor: Mówisz o tym, żeby spróbować rozpocząć nawet we własnym gronie, wykorzystując swój sprzęt z kolegami. Jeżeli mamy jakieś doświadczenie i kilka takich prób za sobą, to na bazie twojego doświadczenia, jakie znasz te metody na pozyskanie finansowania, na to żeby wyprodukować jakiś bardziej ambitny film?
Michał: Tutaj niestety nie jestem ekspertem od spraw finansowych, bo od tego są osoby, które tym się zajmują. Ja jednak jestem operatorem, czasami reżopem, czy reżyserem i operatorem. Jest PISF, czyli Polski Instytut Sztuki Filmowej, który dofinansowuje często filmy. Wydaje mi się, że trzeba tam odpowiednio zadziałać, żeby to złożyć. Nie pamiętam, czy to może złożyć osoba prywatna. Wydaje mi się, że na początku z pierwszym filmem nie porywałbym się na duże fundusze, próbowałnym zrobić coś prostego własnym sumptem albo ewentualnie ze swoich pieniędzy razem z zebranymi znajomymi, bo jeśli mamy sprzęt, zostają tylko lokacje i aktorzy. Warto się zainteresować lokalnymi kółkami teatralnymi, gdzie macie młodych ludzi, którzy bardzo chętnie się wkręcają w jakiś pomysł za darmo i to działa. Jeżeli uzyskasz jakimś cudem pieniądze na film i to będzie twój debiut i go spaprasz, to później już drugiej szansy nie będziesz miał, więc warto najpierw trochę podziałać, porobić fajne rzeczy, niekoniecznie musi oznaczać to, że jak nie masz budżetu, to film będzie słaby. Wszystko zależy od pomysłu, od historii i od tego, jak to jest pokazane. Są fundusze regionalne, są fundusze na jakieś promocje regionów, które też można podciągnąć pod film, są właśnie dotacje z PISFu.
Igor: Większość osób nawet nie myśli, żeby spróbować znaleźć coś lub kogoś, tylko się zamyka na to, że pójdzie w te śluby, bo tam o klienta jest dość łatwo albo muszę sam zbudować swój biznes, żeby załapać jakieś zlecenie komercyjne. Wracając do tego, co mówiłeś chwilę temu, czyli że wiele osób ma w głowie taką blokadę, że barierą wejścia w jakieś ciekawszy projekt jest sprzęt. My od lat staramy się wpajać ludziom, że znacznie większą wartością jest to, co potrafisz, a nie to, czym to robisz, ponieważ można w samym internecie znaleźć wiele przykładów, że ktoś zrobił naprawdę przepiękny film na lustrzance z 2012 roku, a ktoś po prostu spaprał film, który był wyprodukowany na REDzie.
Michał: Film naprawdę można dzisiaj nagrać telefonem, jeśli oczywiście ktoś nie ma telefonu sprzed 10 lat. Natomiast bardziej skupiłbym się na audio. To jest często taka rzecz, o której ktoś zapomina. Jeżeli są w filmie dialogi, to można nagrać telefonem komórkowym zamiast wydawać na kamerę, a skupić się bardziej na audio, bo często o tym się zapomina, że robi się ładny obrazek, a nagrywa się straszniej jakości dźwięk. To też jest problemem czasami w szkołach filmowych na pierwszym roku, że są ładne produkcje, a kuleje ten dźwięk.
Igor: Wiele osób, nawet takich, które nie zajmują się produkcją wideo (mówię tutaj o osobach, które po prostu chodzą do kina), bardzo często pada pytanie “Dlaczego w polskich filmach jest tak słaby dźwięk?”. Mają bezpośrednie porównanie do fantastycznych bohaterów z USA .
Michał: Pamiętajcie o tym, że dźwięk jest bardzo ważny w filmie i jak robicie film, w którym są dialogi, bardzo uważajcie na dźwięk i skupcie się na nim, bo da się przeżyć film, który będzie gorszy obrazowo, a dźwięk będzie słyszalny, niż w momencie, kiedy masz super obrazek, a nie jesteś w stanie rozumieć dialogów. Chyba, że takie było założenie, bo takie może być odwrotne założenie przy produkcji. Wiele osób zapomina o tym, że wideo jako jako medium w połowie składa się z dźwięku. A teraz odpowiadając na pytanie, nie jestem taką osobą, która jest super kompetentna w tym, chociaż zajmuję się w jakimś stopniu postprodukcją dźwięku przy mniejszych produkcjach, ale z informacji, które mam od ludzi, którzy zajmują się dźwiękiem do produkcji filmowych, które są w kinach, to zwykle jest jeden temat: pieniądze. Często tnie się pierwsze pieniądze z dźwięku i takie informacje dostałem od dźwiękowców, którzy robili filmy, które leciały w polskich kinach, takie nawet trochę większe. Praca nad dźwiękiem wymaga czasu, a czas to pieniądze i jeżeli te czasy są ograniczone, a taki dźwiękowiec ma trzy tygodnie na zrobienie tego dźwięku, bo nie ma funduszy, to jest problem. Widziałem też kiedyś, kiedy pierwszy raz się zetknąłem z takim obrazem, jak wygląda praca dźwiękowca, to masz taki timeline normalnie z filmem i masz tam powiedzmy dwie ścieżki wideo, to taki dźwiękowiec potrafi mieć 40 tych ścieżek i one się nakładają nawzajem i pamiętam, że miałem okazję zobaczyć, jak wygląda praca Mateusza Adamczyka, który też robił dźwięk do wielu filmów i zobaczyłem jaki tam jest ogrom pracy, ile tam jest warstw dźwięku, bo my oglądamy film i konsumujemy film jako całość, a przy jakiejś prostej scenie masz najpierw parę ścieżek, które budują background i odgłos ulicy dochodzący zza okna, który jest tam niby niewyczuwalny, niesłyszalny, ale jednak. Potem masz kolejną warstwę, na przykład tykający zegar, jakieś tam dźwięki, które są w pokoju, a dopiero potem masz kolejną warstwę dialogów, zachowanie bohatera, więc my w firmie, jak odbieramy całość, odbieramy już jedną linię dźwiękową, a tak naprawdę na to składa się mnóstwo pracy. No niestety praca to pieniądze i to chyba stąd różna jakość dźwięku w polskich filmach. Ogólnie mówi się, że dobry sound design działa tak, że go słyszymy, ale go nie słuchamy. Takim prostym przykładem tego, co często jest, a my nie dostrzegamy jest scena z filmu “Baby Driver”, gdzie jest takie ujęcie, gdzie kierowca jedzie i z tyłu są filary mostu, które słychać. Oglądając film tego dźwięku tak naprawdę nie ma, ale został dołożony na etapie masteringu dźwięku, edycji dźwięku i jak oglądasz film, to chłoniesz, a nie zwracasz na to uwagi. Nie bójmy się też troszkę szumu w tle. Taki szum delikatny, minimalny jest czymś normalnym. Nie róbmy dialogów na zasadzie, że mam słowo, tnę od razu ścieżkę audio, jest cisza i kolejne słowa, bo też z takimi rzeczami się spotkałem. Weźmy sobie nawet szum skąd indziej i wrzućmy w tło. Żeby nie było takiego właśnie wycięcia, bo niektórzy tak robią dialogi. To jest straszne w słuchaniu.
Maciej: Dzisiaj miałem okazję obejrzeć film znanej mi osoby, która produkuje filmy weselne i na obrazie widziałem bardzo mocny wiatr, a ja tego wiatru nie słyszałem. To była idealna okazja, żeby go dodać w postprodukcji. Pewien niepokój poczułem, że czegoś nie słyszę, co powinienem słyszeć.
Michał: Fajnie można było zbudować atmosferę tego miejsca. Dlatego ja bardzo lubię filmy Sebastiana, bo on w swoich klipach, wiadomo, że one są reżyserowane a nie filmy weselne, ale zauważcie że on się bawi dźwiękami i muzyką. One się przeplatają, przenikają, to nie jest podkład muzyczny i pod niego zlepek obrazków, tylko on świetnie się tym bawi. To jest coś fantastycznego i to pokazuje moc dźwięku w filmie. U niego sound design jest na bardzo wysokim poziomie i widać, że tam praca została włożona i że był poświęcony czas. Wydaje mi się, że Sebastian kiedy się zajmował muzyką, był DJem wcześniej przed filmem i dlatego też on w tak wyjątkowy sposób patrzy na dźwięk.
Maciej: To może jeszcze bardziej pognębmy ten temat związany z filmowaniem wesel i z takim pytaniem do ciebie wystrzelę: Jak myślisz, czy taki weselny kamerzysta jest w stanie przejść swoją drogę lepiej albo czy w ogóle jest w stanie przejść jakąkolwiek drogę w filmie jakimś bardziej ambitnym, może jakiejś fabule albo w jakimś krótkim metrażu?
Michał: Myślę że to tylko i wyłącznie zależy od niego, bo spotkałem się kiedyś z super filmowcem, który miał ogromny talent, ale został w weselnych klimatach, bo miał pieniądze z tego dobre. I to jest pierwsze ryzyko, czyli pieniądze. Jeżeli ktoś chce robić duże czy krótkometrażowe filmy dla pieniędzy, to nie da rady. Fajną drogą jest zarabianie, robienie wesel, czegoś innego i robienie tych bardziej ambitnych rzeczy dla frajdy, ale to wynika tylko i wyłącznie z tego, czy ta osoba się będzie rozwijała i czy będzie chciała się rozwijać, bo jak sami doskonale wiecie, ja też kiedyś parę lat temu dorabiałem robiąc wesela i tego się nie wstydzę. To jest super rozwijające i daje dużo nowych doświadczeń, ale trzeba pamiętać o tym, że nie może się zamykać, trzeba się rozwijać. Jeżeli robisz wesela kreatywnie i szukasz jakichś nowy doświadczeń i rozwiązań, to prawdopodobnie poradzisz sobie też w filmie i będziesz w stanie siebie tam znaleźć. Natomiast jeżeli robisz to zasadzie sztampy, bo masz sezon, masz 20 weseli i trzaskasz je po kolei i nie masz czasu na rozwój, to prawdopodobnie w filmie też się nie odnajdziesz.
Maciej: Trochę nawiązując do tego, o czym powiedziałeś o tej sztampie, to jakiś czas temu, kiedy ja zacząłem myśleć o tych weselach, właśnie Urząd Pracy został zalany wnioskami o dofinansowanie właśnie od takich ludzi, których główną ambicją było zarabianie pieniędzy na weselach. Wtedy był to taki mocny boom na to, że wesela mogą przynosić naprawdę bardzo fajne pieniądze i się pęd na to zrobił.
Igor: Myślę, że to mogło mieć dobry impakt na samą branżę w tym kontekście, że zrobiła się od duża konkurencyjność, rynek się nasycił na bardzo różnym poziomie, jeżeli mówimy tutaj o samej samej produkcji. To też pozwoliło ludziom, którzy się zajmowali tym i wciąż się zajmują zacząć budować przewagi konkurencyjne właśnie tym, że ci robią trochę lepszy obrazek, ci dźwięk, inni też mają znacznie bardziej kreatywne podejście do samego montażu, a nie po prostu typowo reportażowo zrobią zlepek. Więc od zawsze uważam, też jako osoba, która od wielu lat siedzi w marketingu, że możliwość budowania przewag konkurencyjnych, jeżeli robi się to dobrze i z głową, zawsze jest na plus.
Michał: Ja myślę, że w ogóle internet bardzo fajnie oczyścił trochę ten rynek. Wiem, że niektórzy zostali skrzywdzeni, bo wylecieli z branży, ale internet bardzo mocno podniósł poziom filmów weselnych. Ludzie zaczęli obserwować, mogą sprawdzać, widzieć, sami filmowcy też wreszcie mogą zobaczyć, co robi konkurencja. Masz okazję zobaczyć, co robią twoi koledzy z tego samego miasta czy z innego. Myślę, że to mega wpłynęło na poziom. Jeśli ktoś robi wesela i ma ochotę robić jakieś fajniejsze rzeczy, ciekawsze, to nic nie stoi na przeszkodzie, o ile się będzie rozwijał.
Igor: Ogólnie ma to bardzo dobry wpływ na branżę, bo sporo osób, które robią śluby, spora z nich część po jakimś czasie albo wychodzi i przechodzą do rynku typowo B2B albo część z nich robi i to i to, więc myślę, że sam rozwój nawet, jeżeli ktoś jest w danym momencie swojego życia i robi same śluby, to ten jego rozwój na pewno ma potem wpływ ogólnie na całą branżę.
Maciej: Na swoim przykładzie, jeżeli chodzi o ten rozwój, to cała sztuka operatorska, o ile można tak oczywiście to nazwać, w moim przypadku ten warsztat rozwinął się kolosalnie na ślubach, gdyż tam było mnóstwo takich randomowych sytuacji, w których trzeba było się postawić na szybko i nagrać odpowiednio. W mojej opinii, taki filmowiec weselny niejednokrotnie przewyższa nawet tego operatora na tej reklamie pod kątem szybkości reakcji na jakieś rzeczy, które nagle na niego spadły, czy też obsługi sprzętu, którym się posługuje, bo nie można dopuścić do takiej sytuacji, żebyś podczas ślubu nie wiedział w jaki sposób zmienić jakieś ustawienia w aparacie. A niejednokrotnie słyszałem, że pojawia się ktoś na jakimś planie filmowym, reklamowym, wypożyczył jakąś kamerę z jakiegoś rentala i nie do końca potrafi ją obsłużyć.
Igor: Tutaj też musimy położyć nacisk na to, że mamy na myśli bardziej niskobudżetowe reklamy, w których bierze udział kilka osób naraz. Nie mówimy tutaj oczywiście o takich projektach jak robi Papaya Films, gdzie to są już duże kwoty i że to są ludzie, którzy zjedli zęby na planach i po prostu się znają na swojej pracy. Rynek polski raczej stoi ślubami i niskobudżetowymi reklamówkami.
Michał: Zgadzam się, że faktycznie niektórzy filmowcy, zwłaszcza ci starsi, którzy pracują w telewizji, nie zdają sobie sprawy, jak dobrzy są filmowcy weselni. Mówię o tych najlepszych osobach. Faktycznie tam nie ma dubli, musi być wszystko na styk. Nie chcę mówić, że ktoś jest lepszy czy gorszy, bo to jest inny rodzaj pracy, ale robienie takich reportaży na bardzo wysokim poziomie jest mega trudne i takie osoby muszą być perfekcjonistami w każdym calu, bo nie ma dubla. Jeżeli ktoś robi bardzo dobre filmy weselne na wysokim poziomie, fajnie żeby to oceniali inni, niż on sam, bo czasami są takie sytuacje, że myśli, że robi super te filmy, a potem okazuje się, że to wcale tak nie jest. Ale wydaje mi się, że te osoby bez problemu by się odnalazły w rynku komercyjnym i też filmach, jeżeli trochę by nad sobą popracowały i poszukały. Bardziej pewnie bariera jest kontakty i dostanie takiego zlecenia, czy zebrania grupy, która by chciała w tym uczestniczyć, niż samych umiejętność.
Maciej: Kolejna rzecz, która przychodzi mi do głowy odnośnie tego schlebiania operatorom weselnym, to jest chociażby follow focus albo inaczej manualne ustawienie focusa. Bo jeżeli przychodzimy na jakąś salę, schodzimy z przysłoną na naprawdę niskie wartości 1.4, 1.6, to wiadomo, że głębia ostrości jest grubość żyletki. Autofocus rzadko kiedy nadąża i daję radę żeby utrzymać tę ostrość także przechodzimy wtedy na tę opcję manualną no i wtedy dopiero wychodzi to, w jaki sposób potrafimy to robić.
Michał: Mało tego, podczas wesela tym operatorem zwyczaj jest jedna osoba, czyli pełni kilka funkcji. W filmie też jest tak, że masz DOP, czyli autora zdjęć, może być to jedna osoba, ale niekoniecznie jest to operator, czyli jesteś ktoś, kto odpowiada za zdjęcia, ale on sobie siedzi z reżyserem i ogląda to, co widzi na ekranie, a kto inny jest operatorem, czyli trzyma tę kamerę, kto inny jest szwenkierem, czyli rusza tą kamerą, a kto inny jeszcze jest focus pullerem, czyli ostrzycielem, a tutaj mamy jedną osobę, która robi wszystko. Nie chcę mówić, że to jest lepsze, natomiast rzadko w filmie zdarza się, że się schodzi poniżej przysłony 4.0, czasami 2.8. To wynika z kilku rzeczy, też czasami nie ma potrzeby, bo uważam, że taka pogoń za tym, żeby ta głębia ostrości była płytsza, trochę w filmie nie ma sensu, bo film opowiada historię, a obrazek jest dodatkiem, oczywiście dobry obrazek świetnie uzupełnia tę historię, natomiast ta pogoń, która jest w branży weselnej, że tam na 1.4 filmujemy, bo super, jest trochę rzeźnią. Z drugiej strony dzisiaj Sony i Canon, które produkują kamery, robią bardzo dobre już te systemy autofocus podczas filmowania. Kiedy ja zaczynałem 11 lat temu, miałem tą pierwszą kamerę, to ona była z takim autofocusem i to były montowane obiektywy Leica, które były w kamerach i one się otwierały do 4.0 maks. I tam był autofocus i on działał w miarę sensownie, potem przyszła ta profesjonalna produkcja, filmowanie na lustrzankach, które nie miały autofocusa i się wszystko robiło ręcznie, to się przyzwyczaiło do tego i czułeś, że masz kontrolę i uważałeś, że nie ma sensu w ogóle. Kto dzisiaj w profesjonalne filmie używa autofocusa? Natomiast dzisiaj, przy tym postępie technologii, przy niektórych produkcjach naprawdę jest wygodniej używać. Te kamery są już naprawdę tak dobre. Ten autofocus działa fenomenalnie. Oczywiście, on nie jest zawsze stosowany, bo czasami musisz manualnie przyostrzyć, żeby coś pokazać. Manualne ostrzenie daje ci tą możliwość, że możesz zmienić prędkość przyostrzania. Ale jeżeli to jest jakiś wywiad, że ktoś biegnie za postacią, która idzie do przodu, no to masz aplikacje, których ja też używam, klikasz sobie na telefonie punkt, w którym ma ci kamera trzymać ostrość, operator sobie idzie na steadycamie i ta ostrość idealnie trzyma. Kumam wyższość ostrzenia manualnego, ale jak coś działa perfekcyjnie, to czemu z tego nie korzystać.
Igor: Tym bardziej, że dzisiaj bardzo dużo osób pracuje w pojedynkę. Ciężko mi sobie wyobrazić to, że musiałbym się jeszcze skupić nad tym żeby, ta ostrość była tam, gdzie chcę, ponieważ akurat ja pracuję na takim sprzęcie, do którego mam bardzo duże zaufanie, jeżeli chodzi o autofocus i tak jak mówisz, albo sobie robię face tracking, jeżeli w tym kadrze jest twarz i wiem, że ta twarz ma być ostra albo ustawiam sobie na punkt i po prostu praktycznie na 98% wiem, że ta ostrość będzie tam, gdzie chcę, a nawet jeżeli coś się wydarzy, to ja osobiście robię takie plany, w których mogę to nagrać jeszcze raz, więc jak najbardziej dzisiaj technologia się tak rozwija, że daje nam ogromne możliwości i jednocześnie jest coraz tańsza. Idealnym przykładem jest RED, który jakiś czas temu wydał RED KOMODO, który był pierwszą kamerą ich linii, który ma autofocus, działa on tak, jak działa, ale jest. To już jest znak czasów. Ostatnio wydali V-RAPTOR, pełnoklatkową kamerę 8K, która też go ma.
Michał: Zgadzam się, tym bardziej, że mało osób wie o tym, że większość focus pullerów, czyli tych osób, które ostrzą obraz na planie, pracuje na oko, tylko na metry. Oni doskonale wiedzą, jak będzie się poruszał aktor, jaki będzie plan, mają wszystko policzone na metry na planie i to przekładają na ruch obiektywów. Bardzo mało ludzi ostrzy na oko, w sensie patrząc i doostrzając. W produkcji reklamowej tak się robi często. Natomiast w takich bardzo profesjonalnych produkcjach filmowych, przez to też że przysłona jest taka zamknięta i mamy tą granicą błędu, często się ostrzy na metry.
Maciej: Ja się o tym dowiedziałem, kiedy kupiłem sobie Canon EOS C200, kiedy się przesiadłem z aparatu na kamerę filmową, to na jej obudowie był taki bolec metalowy wystający, idealnie w miejscu, gdzie się znajduje matryca. Do czego służy? I się właśnie dowiedziałem wtedy, że to te metry, zaczepia się miarkę i się ustawia ten focus.
Michał: Dokładnie tak to działa, bo tam wszystko jest zaplanowane – ruch aktora, każdy ruch w kadrze jest zaplanowany i on dokładnie wie, kto będzie przechodził, w której sekundzie i potrafi sobie to fajnie odmierzyć i mechanicznie wyostrzyć idealnie na obiekt.
Igor: Dlatego dzisiaj, jeżeli mówimy o filmach dokumentalnych, bardzo popularne są kamery, które mają system autofocusa, tego względu, że dokument się rządzi swoimi prawami, jest to jakaś forma reportażu, więc tam na duble jest miejsce, ale najczęściej ich się nie robi albo się robi na poziomie jakimś dość rozsądnym, ponieważ jeżeli chcemy opowiedzieć czyjąś historię i ona jest smutna i ktoś już płacze, to nie poprosisz go jeszcze raz.
Michał: Ja myślę, że to jest mega ułatwienie, zwłaszcza przy dokumentach, że takie opcje są, bo to pozwala skupić się na tych emocjach, na historii, a nie na tym, żebyś walczył ze sprzętem i faktycznie te ostatnie kamery, które wychodzą pokazują, że można i to działa naprawdę dobrze, może nie idealnie w różnych sytuacjach. Te systemy nie są jeszcze bezbłędne i to czasami widać, natomiast one ułatwiają pracę. Wrócimy do tego tematu, bo pewnie często filmujesz na bardzo mocno otwartych przysłonach. To jest trochę inaczej, kiedy filmujesz na 4.0, czy tam nawet 8.0, to w tym momencie ta ostrość nie ma takiego dużego problemu. Tym bardziej, że dokument rządzi się własnymi prawami, są oczywiście dokumenty, w których operatorzy prócz dokumentu realizują swoje ambicje operatorskie. Ja to rozumiem, bo ładny obrazek też się gdzieś tam da wpasować, ale dokument rządzi się swoimi prawami. Jak kiedyś byłem po tej stronie, gdzie mówiłem, że autofocus w filmie nie ma racji bytu, to dzisiaj przy tych najnowszych kamerach i systemach uważam, że sprawdza się to w niektórych sytuacjach i można naprawdę mu zaufać.
Igor: Podsumowując ten odcinek można stwierdzić, że filmować może prawie każdy. Mamy się skąd uczyć, mamy skąd brać sprzęt, który jest coraz coraz tańszy. Na zamknięcie naszej rozmowy, jaką dałbyś poradę osobom, które dopiero chcą wejść w ten rynek, czują, że są na siłach, głównie mam na myśli aspekt edukacyjny? Gdzie szukać tej wiedzy, która pozwoli wejść w branżę w taki sposób, aby było to w miarę bezbolesne?
Michał: Ja myślę, że ważną rzeczą jest, ponieważ jest duży kanał na YouTube i innych serwisach, ważną rzeczą jest weryfikacja tego, nie ufanie jednej osobie, bo niestety ja mam takie doświadczenia, że jest na polskim YouTubie parę osób, które troszeczkę kreują się na ekspertów a takimi osobami nie są i oczywiście mówią dużo prawdy, natomiast zdarzają się tam głupoty. Też gdzieś widziałem na TikToku pojawiające się takie rzeczy, bo jak mówiłem, ja tworzę TikToka. Czasami wrzucam nieregularnie rzeczy, ale często staram się tłumaczyć je naprawdę profesjonalnie pod kątem produkcji filmowej. Natomiast na TikToku też są fajne rzeczy, ale proponuję to weryfikować w kilku źródłach. A najczęściej też to, co mówiliśmy, chodzić na plany filmowe, asystować, pomaga, trzymać nawet blendę i obserwować, bo to jest tak, że nie ma idealnej drogi, każdy ma swoje własne doświadczenia i w zależności od tego, z jakimi ludźmi pracujesz, z jakimi ludźmi działasz, to masz takie nawyki. Prawda jest taka, że niestety dzisiaj też dużo osób kreuje się na ekspertów, bo chcą zarobić hajs albo się wybić, a tak na dobrą sprawę nie robili nigdy nic dobrego i nie każdy dobry piłkarz jest trenerem po swojej karierze i nie każdy dobry trener musi być dobrym piłkarzem, czyli ktoś, kto uczy filmować niekoniecznie musi być super filmowcem i mieć mega wielkie doświadczenie, ale jednak, jeżeli ktoś robi, waszym zdaniem, bardzo słabe rzeczy filmowo i uważa się za eksperta i uczy, to warto to przefiltrować i zobaczyć kogoś innego i porównać jego wiedzę. Dzisiaj można robić dużo, oczywiście łatwiej jest, jeżeli ktoś rozumie język angielski, bo tych kanałów anglojęzycznych na YouTubie jest dużo więcej i tam ta wiedza jest podana w taki sposób bardziej konkretny i też wydaje mi się, że ci ludzie bardziej uważają na to, żeby nie gadać głupot. Zauważcie, że tak naprawdę nie ma za dużo ludzi w Polsce od produkcji filmowej, bo to zazwyczaj są 50-latkowie, osoby starsze i oni nie mają kanałów na YouTubie, bo są zajęci robotą albo w ogóle YouTube dla nich jest medium totalnie absurdalnym i często niestety albo stety biorą się za to bardzo młode osoby, które filmowały rok, dwa, trzy i ja nie mam nic przeciwko szerzeniu wiedzy, ale szerzenie wiedzy to jest pełna odpowiedzialność i jeżeli to robisz, to rób to jak najlepiej i weryfikuj też swoją wiedzę i wiadomości, bo nie ma problemu, jeżeli ktoś mówi, że pracuje w taki sposób, to jest jego workflow, ale jeżeli ktoś z przekonaniem mówi, że tak się pracuje, a gada bzdury, to jest słabe.
Maciej: Wtedy pojawia się ogromne ryzyko szkolenia ludzi, którzy w tej branży nie będą dobrzy, którzy będą trafiali na ostrą krytykę od starszych kolegów, a będę mówili, że tak im pokazano i wiemy ogólnie, że naleciałości ciężko później wyplenić i wejść na prawidłowe tory jakiegokolwiek kunsztu, którym chcemy się zajmować.
Michał: Tym bardziej, że pierwsze wrażenie zawsze się robi raz i jeżeli się zetkniesz z taką poważniejszą produkcją i to zawalisz, to bardzo ciężko dostać drugą szansę. Kiedy ja robiłem swoją pierwszą reklamę komercyjną z agencji, to byłem mega zestresowany, mimo że miałem wiedzę i wszystko po dwa razy sprawdzałem. Potem już to troszkę przechodzi i robisz to trochę rutynowo, ale najbardziej się bałem tego, co inni o mnie pomyślą i jak mnie odbiorą, bo chcę wyjść jak najbardziej na profesjonalistę. Media społecznościowe niosą trochę ryzyko, że nikt tego nie weryfikuje. Kiedyś ta branża sama się oczyszczała. Myślę, że takim clou jest to, żeby cały czas dążyć do perfekcji, nie zatrzymywać się i współpracować z innymi osobami. Nawet jeżeli ktoś filmuje solo, niech czasami robi projekty z różnymi ludźmi, bo wtedy nie zamyka się w swojej bańce. Osoby z zewnątrz dodają ci ciekawych impulsów do rozwoju. Ja rzadko jestem zadowolony ze swoich rzeczy. To jest cecha ludzi, którzy lubią się rozwijać. Oczywiście, mam satysfakcję z tego, że robię rzeczy, ale zawsze oglądając, mam w głowie, że mogłem coś innego tu zrobić i poprawić. Jeżeli ktoś uważa, że wszystkie jego filmy są super, to może się nie rozwijać. Nawet jeśli jesteś dobry, to ważne, żeby chcieć być lepszym. Jeżeli chcesz robić fajne rzeczy, to dużo eksperymentuj, dużo się rozwijaj.